Napisał do mnie Mateusz, że nie może się dogadać ze swoim ojcem. Że jest to zgred lat 40 i w ogóle kompletne wapno. „Kiedyś grał ponoć na perkusji i nosił długie włosy, słuchał Hendrixa i był cool facet. A teraz tylko do mnie ucz się ucz się. Wyłącz tych wyjców, czyli Korn i w ogóle bądź niuniusiem. A ja nie chcę!”
Włosy dęba mi stanęły jak to czytałam, bo … boję się czy ja nie zamieniam się w kogoś takiego. Nie mogę ostatnio znaleźć muzyki, która ukoi moje nerwy. Dlaczego? Czy wiecie co to jest przeprowadzka? Właśnie to przeżywam. Po śmierci Ojca muszę przenieść się do jego domu, na drugi koniec miasta. Nigdy tam nie mieszkałam. Ten dom wybudowała przed wojną prababcia. Po upadku Powstania Warszawskiego moja rodzina, przeszedłszy przez obóz przejściowy w Pruszkowie znalazła się w Częstochowie, a gdy wrócili z wygnania – w domu mieszkali dzicy lokatorzy. I tak aż do 1988 roku.
Są tu stare meble, 10 tysięcy książek, obrazy, portrety rodzinne, wiele obrazków malowanych przez moich przodków, bo jakoś tak od wielu pokoleń zawsze w rodzinie był ktoś kto malował. Jest tu łóżko, na którym w 1938 roku umierał mój prapradziadek Michał, szafka pradziadka Ludwika, którą przywiózł z Kijowa, krzyż z powstańczego grobu mojego stryja Antka, łuska pocisku który uderzył w dom Ojca we wrześniu 1939 roku i mnóstwo innych rzeczy. W to sanktuarium historii wnoszę rożne swoje graty, w tym oczywiście pudła z płytami i kasetami no i wieżę HIFI… I … nie mogę! Pierwszego dnia nie umiem puścić żadnej muzyki, której słucham najczęściej.
Miotam się, popijam piwo, bo chcę szybciej zasnąć, staram się nie płakać, choć wcale mi to nie wychodzi i … nie wiem co wybrać z tych kilku tysięcy płyt i kaset.
Mijają dni, a ja co chwila natykam się na coś co przypomina mi dzieciństwo, lub zapomniane lata, przez co słyszę w głowie zupełnie inne melodie niż zazwyczaj.
Znajduję swoje rysunki z przedszkola – „dzień kobiet, dzień kobiet” brzmi mi w uszach. Włączam więc Kilersów. Nagrali to w punkowej wersji. Nie pasuje mi do tej sytuacji. Znajduję 3 wielkie pudła z moimi artykułami – Tata je zbierał! Otwieram jedno i prawie się przewracam! Są tam moje opowiadania publikowane ponad 10 lat temu i jakieś wiersze. Czuję, że przybywa mi lat. Kiedy to było? Patrzę na jakieś swoje zdjęcie w gazecie bynajmniej nie kolorowej. No to może włączę … piosenki studenckie. Włączam Karczmarskiego. Nie pasuje. E… to może Grechutę. Też się nie nadaje. Ojciec go nie znosił i nazywał „Rechuta”. Twierdził też zresztą, że na przykład Józef Skrzek z SBB ma nazwisko adekwatne do tego co robi. Facet skrzeczy i tyle.
Siadam zrezygnowana przy biurku. Otwieram prawą szufladę… Patrzą na mnie linijki dziadka Bronka – był inżynierem, ale też pisał do gazet. Kanalizował Krasnystaw i ma tam nawet swoją ulicę. Może jakiś czytelnik Cogito na niej mieszka? Nie wiem co może robić za inżynierską muzykę. Grzebię dalej. Lak do pieczęci. Na kolonii zuchowej drużynowa czytała naszą korespondencję i wmawiała, że przyszła już otwarta, więc ojciec lakował i odciskał sygnet prababci. Może Czajkowski? Stalówki, kałamarz, atrament, cynowy kubek z nożami do papieru. U moich nóg leży blaszany zegar. Niechcący go kopię i zaczyna chodzić! Ale która jest godzina? Nie wiem. Zegar nie ma wskazówek. A ja mam przecież pisać. Jakieś artykuły oddać. Nic nie robię. Wczoraj odwołałam jeden wywiad, bo nie byłam w stanie jechać i rozmawiać o muzyce. Pierwszy raz w życiu nie byłam w stanie. Wszystko przez to, że nie umiem pisać w ciszy. A nie mogę nic włączyć, bo nic tu nie pasuje! Zaczynam się buntować. Biegam po tym wielkim domu. Znowu przeglądam pudło z płytami: Beatlesi, T-rex, Slayer, Maria Koterbska, Sex Pistols, Marylin Manson, ABBA, Tina Turner, Korn, Kelly Familly, the Clash, Iggy Pop, the Stranglers, Bee Gees, Metallica, O.N.A., Czerwono-Czarni, the Doors, Polanie, King Crimson, Lighthouse Familly, Skaldowie, Skunk Anasie, Enya, Czajkowski, Dezerter, Rammstein, Violent Fammes, Piersi, Rage Against the Machine, Mieczysław Fogg, Psychodelic Furs, Aerosmith, Sława Przybylska, Myslovitz, the Rolling Stones, Sepultura, Piotr Bukartyk, Megadeth, Kabaret Starszych Panów, Tytus Wojnowicz, KISS, Edyta Bartosiewicz, Motorhead, Sexbomba, Joni Mitchell, Simon and Garfunkell, T-Love… „koniec wysiadam. Jesteście nabrani tak bardzo nabrani…” Kiedyś Muniek mi to powiedział, a może Jarek Polak? Piosenka o wszystkich, którzy są nabrani na rock and rolla. Myślałam, że jestem jedną z nich. Czyżbym się myliła? Wyrosłam z rocka? A może to chwilowe? Maciek twierdzi, że uporamy się z tymi gratami (zadziwiająco brzmi w jego ustach forma „my”, kiedy miał kłopoty z noszeniem swoich zabawek) i będę jak dawniej biegała za nim po domu z rozpuszczonymi włosami i małpowała tego faceta co się nazywa Axel Rose, drąc się: „You could be mine. Jestem terminator!” – to jedna z naszych ulubionych zabaw, choć przyznaję, że mało rozwojowa.
Nie chciałabym skończyć jak ojciec Mateusza. Ponura wizja. Jeszcze chudsza niż jestem, siedzę przy biurku i gderam: „Ucz się Maciek! Ucz się ucz! Bo wiedza to do szczęścia klucz…” Owszem. Wszystko to prawda, ale po diabła o tym ciągle truć? W końcu wiedzę można czerpać zewsząd. Z rocka też. Tylko czemu nie zawsze można go włączyć?
COGITO 21/99 (124)