Dorosły po przeczytaniu „Tropicieli”, przygodowo-detektywistycznej ksiązki dla młodzieży, oddycha z ulgą – oto świat młodszych nastolatków, takich w wieku gimnazjalnym wrócił do normy. Są dziewczyny, które się rumienią, chłopcy zresztą też, są harcerze, którzy pomagają starszukom (nie zawsze z radosną ochotą). A wszyscy, tak jak dawniej, są spragnieni przygód, zagadek i chcą znaleźć skarb, ale nie ten „Tam skarb twój gdzie serce twoje” ani „Największym skarbem są oczy ukochanej dziewczyny”, tylko prawdziwy, najlepiej gdzieś zakopany. Zastęp tropicieli w swoich poszukiwaniach wplątuje się w niebezpieczne sytuacje, a to za sprawą pocztówek przedwojennego malarza, które kryją wiele tajemnic… Uspokajam jednak, że nastolatki z warszawskiej Saskiej Kępy, gdzie rozgrywa sie akcja, nie są mastodontami, o czym świadczy chociażby ich język: wszechobecne „zarypiście” (oj, pewnie chcieliby się wyrazić inaczej) i od czasu do czasu „kuźwa”. Poza tym do swoich zadań biegle wykorzystują współczesna technikę.
Autorka, której udało się poruszyc problemy żywo interesujące młodzież – przyjaźń i miłość – przemyca również inne kwestie, a mianowicie to, że są rodziny biedniejsze i z problemem alkoholowym, że nie wszystkich na wszystko stać, nie każdy ma komputer, że ważny jest szacunek dla starszych i znajomość historii. Nienachalna edukacja poprzez rozwiązywanie zagadek to propozycja dla mądrych dzieciaków. Książkę z humorem zilustrował Robert Trojanowski.
Agata Gogolkiewicz,
Przegląd, 21 maja 2006