Grę półsłówek znają wszyscy z dzieciństwa. Jej uroki właśnie odkrywa mój syn Maciek zarykując się ze śmiechu przy tekstach „Wicek w cytrynie” czy „domki w Słupsku”. Te grę przywołałam tutaj jednak nie dlatego, że wczoraj Maciek idąc do WC zarechotał i powiedział mi: „mam silne piki”, a ja mu na to odparłam: „serwus Niusia”, ale dlatego, że odbyłam rozmowę z kumplem – dziennikarzem, który twierdzi, że polscy muzycy nie potrafią śmiać się z siebie i że z poczuciem humoru jest u nich kiepsko. Czemu tak uważa? Ano temu, że taka Kasia Stankiewicz powiedziała kiedyś, iż kawał o tym jak to przychodzi do lekarza z kupą na głowie i mówi „widziałam orła cień” wcale ją nie śmieszy. Że Kora na pewno obraziłaby się, gdyby słyszała, że jej piosenkę „nie poganiaj mnie bo trące oddech” ktoś tam śpiewa z tekstem „nie poganiaj mnie bo trafię w odbyt”. Kasię rzeczywiście kawał nie śmieszy, co sama mi kiedyś powiedziała, a co do Kory to nie wiem czy by się obraziła za tę przeróbkę czy nie. Może przy okazji spytam. Wiem jednak, że Agnieszka Chylińska śmiała się, kiedy mówiono jej, ze śpiewa piosenkę o skąpej babie, bo jest tam tekst: „będę żyła” wmawiano jej też, że ten utwór to zwierzenia krawcowej, bo można go śpiewać z tekstem: „będę szyła”. Problem poczucia humoru dotyczy nie tylko muzyków, ale ludzi w ogóle bez względu na zawód, wiek i znaczenie. A to poczucie humoru mamy rożne. Jednych śmieszą kawały sytuacyjne, drugich czarny humor a jeszcze innych dowcipy o babie, blondynkach czy policjantach. Faktem jednak jest, że najtrudniej jest się śmiać z siebie. Wiem o tym również z waszych listów, bo często gęsto ktoś mi pisze, że się z niego śmieją, podaje dlaczego i straszliwie to przeżywa. Ja dość wcześnie przyzwyczaiłam się do przezwisk Piekara, Piekarnia, Piekarnica, Piekarynda i innych mączno-piekarskich wersji przezwiska od nazwiska. Nawet często przedstawiam się rożnymi wersjami tejże ksywki. Również mojego syna, który po swoim tacie, a moim byłym mężu, ma na nazwisko Szymczak i zwali go w przedszkolu „szynka” dość szybko przekonałam, żeby nie płakał, bo to fajne przezwisko i o wiele gorzej by było, gdyby mówili do niego per „kaszana” lub „salceson”, zwłaszcza, że w niektórych regionach Polski na salceson mówi się fiut. To ostatnie bardzo Maćka ubawiło! Ale faktem, jest, że wiele osób obawia się śmieszności bardziej niż głodu, ognia i wojny. Sama pamiętam jak jeszcze w podstawówce przejmowałam się wieloma przezwiskami. Zaczęło się od „ślepej” z tej racji, że od 3 roku życia musiałam nosić okulary, a szkła kontaktowe chyba jeszcze nie były wtedy znane. A skończyło chyba na historii związanej z faktem, że mając 12 lat piersi jeszcze mi nie rosły przez co koledzy mówili o mnie „deska”. Mama poradziła bym nosiła zawsze broszkę i tłumaczyła, że w ten sposób zaznaczam gdzie mam przód ciała i gdzie owych piersi należy poszukiwać!
Prawdą jest, że muzycy amerykańscy cenią sobie żarty Ala Jankowicha, który w cudowny sposób parodiuje największe przeboje muzyki pop-rock. Sparodiował i Michaela Jacksona, którego utwór Beat it śpiewał jako Eat it. Madonnę, której Like a virgin brzmiało w jego ustach Like a surgeon, a także Coolio Gangsta paradise u niego było po prostu Amish paradise czy wreszcie sparodiował nawet Nirvanę z jej słynnym Smells like teen spirit – wspaniała parodia tekstu.
My mamy w Polsce innych parodystów. Przed laty Wiesław Tupaczewski z Kabaretu Otto – wtedy jeszcze jako solista – wykonywał cudowna piosenkę będąca połączeniem dwóch utworów dwóch grup. Autobiografii zespołu Perfect i Jolka, Jolka pamiętasz Budki Suflera. Powstał w ten sposób prześmieszny tekst, z takim między innymi słowami: „W pewną letnią noc gdzieś na dach wyniosłem koc i dostałem to com chciał. Zamiast nowej pary dżins. (…) plażą szły zakonnice i poznałem co to seks. Każdy z nas ich pięćset miał. W wyrku na wznak byłem sam. (…) Dzień mnie wyganiał. Nocą znów wracałem. A było nas trzech w każdym z nas inna krew, ale jeden przyświecał nam cel. Alpagi łyk”. Nie słyszałam, by ktokolwiek z Budki Suflera czy z grupy Perfect skarżył Wiesia za tę przeróbkę. Wprawdzie podobno BIG CYC miał mieć jakiś proces z Shazzą za utwór o Shazzie z tekstem: „Shazza ktoś mi ciebie kochać kazał, o Shazza doprowadzasz mnie do cmentarza”, ale zdaje się, że rozeszło się po kościach. Ostatnio BIG CYC parodiuje wszelkie grupy maści góralskiej piejąc utwór Kumpel Janosika z tekstem: załóż kierpce zbij kapitał zostań kumplem Janosika i też jakoś jeszcze nie słyszałam, by Bracia Golec, czy Brathanki poczuli się tym tekstem urażeni.
Wiem, że wielu muzyków uwielbia kawały o sobie, czy o branży muzycznej w ogóle. „Jak się nazywają usta Karela Gotta? Karłowe Vary!” – opowiedział mi jeden z wokalistów. Piasek bardzo się śmiał, gdy mu w swoim czasie powiedziałam jak to przychodzi Chojnacki do sklepu i pyta: Jest Piasek? Nie ma! Mafia cały wywiozła!
Kazki Staszewski śmiał się z siebie pokazując swój gruby brzuch i żrąc kiełbasę na planie videoclipu Las maquinas de la muerte. Muniek Staszczyk z chłopakami z T.Love nie obrażali się za misie rzucane na scenę przy trasie Chłopaki nie płaczą, bo w końcu uznali, że trzeba być konsekwentnymi chłopakami i bez łez przyjmować fakt, iż ktoś dosłownie odebrał ich parodie boys band.
Naprawdę nie jest tak źle z poczuciem humoru u naszych muzyków. Może i zdarzają sobie wyjątki, zdarzają się osoby cholernie serio, ale to tak jak i w innych środowiskach. Jedna znajoma miała szefa, który zbierał kawały o dyrektorach inna z kolei miała takiego, który zwolnił jedną pracownicę usłyszawszy jak na korytarzu opowiada dowcip o dyrektorze.
Ja odbieram brak poczucia humoru jako kalectwo. Bo gorzej jest żyć tym, których nic nie śmieszy, a zwłaszcza jeśli nie śmieszy własna osoba. Zaczęłam od gry pół słówek i nią skończę, bo mój syn najpierw się wściekał, a teraz sam się śmieje z tekstu „mądra Jadźka!” Może pomógł mu w tym fakt, że kawały o blondynkach to najczęściej ja opowiadam?
COGITO 7/2001 (152)