MAŁGORZATA KAROLINA PIEKARSKA

pisarka, dziennikarka, historyczka sztuki

Autobiografia, czyli mija dziesięć lat…

Mam wrażenie, że przez te dziesięć lat rock zmierzcha coraz bardziej. Na pewno szybko nie zniknie, ale stanie się muzyką emerytów. Jeszcze 10 lat temu hip-hop, rap i muzyka klubowa były czymś na kształt probówki z materiałem genetycznym Eminema, Molesty czy DJ 600 Volt. Dziś są najpopularniejszymi gatunkami.

Dekadę temu rock był tym co nieformalnie uznawano za muzykę lepszą i ambitniejszą, choć… mniej popularną niż inne gatunki. W telewizji królowało disco-polo. Polsatowski program “Disco Relax” z tandetnymi teledyskami przyciągał tłumy. Podglądali go i fani i przeciwnicy. Wypadało po prostu wiedzieć co w trawie piszczy, a raczej jak piskają gwiazdy dicsco-polo. Muzyki, która wyszła z piosenki chodnikowej. Największa gwiazda tego nurtu Shazza, goszcząca niemal co tydzień w pierwszej trójce ulubionych wykonawców doprowadzała Skibę z Big-Cyca do Cmentarza. Maria Zmarz-Koczanowicz i Michał Arabudzki nakręcili dokumentalny film o tej epoce, z której jak zgodnie twierdzą – “dziś pozostał jedynie kraj o mentalności disco-polo, ale bez tej muzyki”. Niemniej jednak dziesięć lat temu fani Shazzy kradli jej ze sznurka majtki. A ja z Muńkiem Staszczykiem zażarcie dyskutowałam, czy nasz “ulubiony hit” Shazzy, którego akcja rozgrywa się w piekarni znów będzie na pierwszym miejscu. No i zastanawialiśmy się kim jest towarzyszący jej tajemniczy Norman, który chętnie pokazywał swe muskuły, ale nigdy nie wydawał nawet jednego dźwięku.
W muzyce zachodniej też było wtedy inaczej. Michael Jackson nagrywał kolejne przeboje i prędzej spodziewalibyśmy się wiadomości o jego kolejnej operacji aniżeli procesu o pedofilię. Latino nie zwojowało jeszcze świata. Po prostu Ricky Martin dopiero przekształcał się w mężczyznę. Rozwijał się natomiast pop w postaci epoki śpiewających słodkich pań. Jedna z nich – Celine Dion szlifowała angielski, bo francuskojęzycznej piosenkarce nie wróżono kariery bez zmiany języka. Dzisiejsze gwiazdy pop – Britney Spears i Justin Tamberlake robili wygibasy w klubie Myszki Miki. I tylko Madonna jak zwykle szokowała wydając “Bed time stories”.
A rock? Moim zdaniem kwitł. U szczytu popularności była muzyka grunge. Młodzi ludzie wskoczyli w glany i kraciaste flanelowe koszule, Kurt Cobain walił kolejną dawkę heroiny i pomiędzy jednym a drugim odlotem tworzył kolejny przebój. Metallica nie łysiała, a Jason Newsted jeszcze nie łapał dołów, że żyje w cieniu Burtona.
W takiej atmosferze ruszyło Cogito. W chwilę potem pojawiła się w nim działka muzyczna. Nie miał kto jej prowadzić, a ja namawiałam, że musi być. Muzyka jest tym, co dla młodych ludzi jest niezwykle ważne. Mieszkałam wtedy klatka w klatkę w tym samym bloku co Muniek Staszczyk z T.Love. Nasze dzieci urodziły się w odstępie dwóch miesięcy… z Muńka żoną chodziłyśmy do jednej szkoły… Od kogoś te wywiady muzyczne trzeba zacząć. Czemu nie od sąsiada? Wywiad z nim był pierwszym rockowym wywiadem na łamach Cogito. To co padło w nim najciekawszego to te wszystkie opowieści “jak to było, gdy był w szkole średniej”. Opowieści o wyobrażaniu sobie okładek własnych płyt, do których nawet nie było muzyki. Opowieści o małpowaniu gitarzystów. Jak się to robiło, gdy Muniek był w ogólniaku? Proste! Stawało się przed lustrem z rakietką do tenisa czy badmintona, a dalej… to już każdy może sobie wyobrazić. Bo w czasach, gdy Muniek był w ogólniaku trudno było dostać w sklepie gitarę. Po wywiadzie z Muńkiem nadeszły inne. Szczególnie pamiętam kila – z Lady Pank, kiedy Jan Borysewicz dopytywał “co to znaczy Cogito”; z Urszulą, która z mężem holowała na linie mój stary samochód – malucha; z Golden Life, którzy z kolei go pchali; czy z Kubą Sienkiewiczem, po rozmowie z którym przyszedł list do redakcji od studentki polonistyki: “Chciałam porosić was o jakiś kontakt z Kubą. Jestem na czwartym roku filologii polskiej i przygotowuję prace semestralną z jego tekstów.” – pisała nasza czytelniczka.
Muzyka Elektrycznych Gitar uchodziła za rock, choć Anja Orthodox z Closterkeller twierdziła, że to “muzyka chodnikowa”. Tak więc i wśród samych artystów nie było zgodności co kto gra. A jednak był rock. I nie na marginesie innych stylów czy gatunków. Co jest teraz? Czy dziś wokół rocka jest jeszcze ta otoczka czegoś ambitnego, dobrego, na poziomie? To pytanie zadaje sobie nie tylko ja, ale i artyści. Ale jakoś nikt nie chce na nie dać jednoznacznej odpowiedzi. Rubryka Fani I Idole, która była obecna na łamach Cogito przez rok pokazała, że dla was – czytelników Cogito liczą się różne gatunki. I tak powinno być, ale jednak… “a mnie jest szkoda rocka”.

COGITO 4/2004 (212)
tekst na 10-lecie COGITO

Print Friendly, PDF & Email