“Jak jest dobra piosenka, to czy jest to pop, rock, rap, czy coś tam, zawsze się ją zauważy” – powiedzieli mi kiedyś chłopcy z grupy Proletaryat. I coś w tym jest.
Ostatnio w radiu rozbrzmiewa wielki hit Ani Dąbrowskiej “Tego chciałam”. Ładnie zaśpiewane, melodyjne, niewymęczone. Super rzecz. Też mi się podoba. Chcąc zobaczyć, czy Ania sama to napisała (sama), weszłam w internet. Wpisałam tytuł i… Rany! Zaroiło się od blogów zapłakanych dziewczyn, które identyfikują się z tym tekstem i na swoich stronach wypisują jego treść: “Tego chciałam – zalanych łzami nocy, właśnie to dostałam. Wciąż będę czekać na twój znak, choć nadaremnie, pomiędzy nami nie wydarzy się nic więcej. Tego chciałam – byś zniknął raz na zawsze, właśnie to dostałam. Muszę zapomnieć wszystko, co mi powiedziałeś, może zapomnę kiedyś o tym, że istniałeś. Tyle twoich słów w głowie ciągle mam, tyle pięknych słów, że uwierzyłam, że już zawsze będzie tak”.
Dopiero wtedy zrozumiałam list Irka, który pisał: “Zabić Dąbrowską”. Bo najpierw myślałam, że chodzi mu o Marię, którą – jego zdaniem – należy zaciukać za “Noce i dnie” i opisy rozhisteryzowanej Barbary Niechcic jęczącej, że się utracjusz i bumelant Tomaszek potopi w stawach. I przyznaję, że tego Irkowego listu do końca nie doczytałam, bo nie udzielam porad w sprawie kłopotów z lekturami szkolnymi. I tak mu odpisałam. Dopiero sobie pomyślał, że jestem tłukiem. Wybacz, Irku. Ciagle były tam słowa “Dąbrowska” i “Barbara”, a ja nie przypuszczałam, że Twoja dziewczyna może mieć tak na imię. Mam jednak nadzieję, że ma fajny biust. No jednak przez to, że jako ten leń nie doczytałam listu Irka do końca, nie odpisałam mu rzetelnie. A Irek pisał, że jego laska (owa Barbara) pod wpływem piosenki “Tego chciałam” ciągle się go dopytuje, czy aby na pewno nie ma innej. Czy jej nie zostawi i czy kiedy mówi, że kocha, to jest szczery.
No i takie same rzeczy wypisują laski w tych swoich blogach. O w mordę! Baby! My chyba lubimy cierpieć! Skoro co druga płacząc, najwyraźniej oddycha z ulgą! Nocami ryczy w poduszkę i oznajmia światu, że… tego chciała! Wreszcie. Mnie tylko dziwi, po co na to czekała? A nie lepiej było powiedzieć na wstępie: “Weź, koleś, kopnij mnie w dupę po pierwszej randce, okraszonej namiętnym pocałunkiem i furą wyznań, bo muszę identyfikować się z piosenką”? Nie. Wtedy tych słów, które by jej powiedział i za którymi będzie tęsknić i które będzie rozpamiętywać po nocach, byłoby za mało. A ma być ich dużo, by było za czym ryczeć. Choć z drugiej strony łzy w dużej ilości to my, baby, lubimy ronić z byle powodu.
Ja wcale nie jestem lepsza. W końcu też jestem babą. I to, że analizujemy jakieś zdania, słowa, to doskonale wiem właśnie z autopsji. A nie, jakby się komuś mogło wydawać, z dowcipów krążących po sieci. Szczególnie mi się podoba ten, który jest zbiciem dwóch pamiętników. Baba wypisuje, że facet jej chyba nie kocha, bo nawet w trakcie miłosnych uniesień był nieobecny. Analizuje to na iluś tam stronach, a facet pisze. “Legia przegrała, ale za to był zajebisty seksik”. I niestety (albo stety), faceci streszczają fakty. I to w dwóch zdaniach. A my… Ech… ta analiza. Co gorsza, robimy ją bez względu na wiek. Dawno nie jestem nastolatką, a mimo to też czasem wpadam w jakieś kanały. Swojemu chłopu także co jakiś czas ślę SMS-a z pytaniem, czy kocha. Ostatnio, niestety, odpowiada już tylko “taaa”. A kiedyś pisał, że jestem jego muzą. No, ale bloga z tym to nie piszę. I co za tym idzie, nie wpisuję tam tekstu czyjejś piosenki, jęcząc, że to o mnie. Bynajmniej nie dlatego, że chłop nie oddala się w siną dal, a jedynie do pracy, ale dlatego, że chyba już się zestarzałam. Jednak jak sięgnęłam do swojego pamiętnika z ogólniaka, to… o Boże! Też jakieś rzeczy w nim cytuję. I tylko cieszę się, że gdy miałam naście lat, to blogów wtedy nie było. Bo gdybym go zapomniała zawczasu zlikwidować i potem po latach ktoś by go przeczytał, tobym się chyba pod ziemię ze wstydu zapadła. A gdyby mój ówczesny ukochany go odkrył? Wyłby ze śmiechu lub wściekał się jak ten Irek. Na szczęście ten pamiętnik z bzdurami mam w biurku. W szufladzie, do której klucza nie ma nikt z domowników. Uff. Tego chciałam?
COGITO 9/2004 (217)