Kilka miesięcy temu, gdy przy okazji jednego z reportaży dla TV robiłam sondę na mieście i pytałam przechodniów jaka piosenka kojarzy się im z Warszawą jakiś facet powiedział: „nie słucham polskich piosenek, a już na pewno nie takich, które kojarzą się z Warszawą. Preferuję tylko muzykę zagraniczną – i po chwili dorzucił. – Po angielsku.” Potem po wielu rozmowach z rożnymi muzykami doszłam do wniosków, przyznam zresztą, że mało odkrywczych, iż panuje jakieś dziwne przekonanie, że tylko śpiewanie w języku angielskim może przynieść światową karierę. Piosenki polskie dają szansę na zrobienie jej tylko w Polsce, co wielu osobom wydaje się nieatrakcyjne, a nawet… godne pogardy, a piosenek w innych językach niż polski czy angielski nikt u nas nie słucha.
Na pewno tak dzieje się najczęściej, ale… zdarzają się wyjątki. Jest ich nawet nie mało. I nie wiem jak was, ale mnie to cieszy!
Ostatnio przykładem tego jest sukces składanki Yugoton będącej wynikiem fascynacji naszych artystów muzyką z krajów byłej Jugosławii. Ten sukces uznałam za młyn na moją wodę! Wprawdzie płyta nagrana została po polsku, ale oryginały, które zafascynowały muzyków ze składu Yugotonu nie były ani w naszym ojczystym języku ani po angielsku…
Yugoton nie jest jedynym przypadkiem muzyki, której popularność zdawałaby się być z góry wykluczona przez barierę językową.
W latach 60-tych światowym bestsellerem stał się przebój węgierskiej grupy Omega Dziewczyna o perłowych włosach wykonany w języku węgierskim, który to język, jeśli ktoś nie wie, nie należy do grupy języków indoeuropejskich, ale ugrofińskich. Jednak Kazik zaśpiewał to potem w wersji językowej oryginalnej.
Nasza polska punkrockowa grupa Dezerter jest jednym z popularniejszych zespołów w Japonii. A przecież Dezerter śpiewa po polsku. Jak to się ma do japońskiego? Nie wiem, ale … kiedyś Olej z Proletaryatu opowiedział, że wysłali swoją płytę komuś z USA i przyszła odpowiedź: „wasze teksty, jak się domyślamy są o polityce”. Może więc czasem nie trzeba znać języka, by się zorientować o czym ogólnie jest jakiś utwór.
Włosi najczęściej śpiewają o miłości. I pewnie prostym faktem, że uczucia bliskie są każdemu można wytłumaczyć wielką popularność w Polsce wykonawców ze słonecznej Italii. W latach 60-tych był to Marino Marini a pod koniec 70-tych Drupi, na przełomie 80-tych i 90-tych Zuccero, a ostatnio Eros Ramazotti i obdarzony zjawiskowo niebiańskim głosem Andrea Boccelli!
Od kilkunastu już lat na antenie radiowej Trójki istnieje ciesząca się duża popularnością audycja Barbary Podmiotko poświęcona muzyce francuskiej i zatytułowana „Pod dachami Paryża”. Francuscy artyści tacy jak Jacques Brel czy George Brassens oddziaływali na wielu polskich muzyków. Głownie wrażenie wywierały o dziwo… teksty! Tłumaczem poezji Jacques`a Brela i George`a Brassens`a byli zarówno Stanisław Barańczak jak i Filip Łobodziński. Ten ostatni zresztą znany jest przecież nie tylko z prowadzenia Wiadomości czy wcześniejszego udziału w serialach dla młodzieży, ale i ze śpiewania ze swoim telewizyjnym kolegą Jarosławem Gugałą w Zespole Reprezentacyjnym. Obaj jako Zespół Reprezentacyjny wykonywali często piosenki właśnie z repertuaru Brassens`a.
W latach 80-tych słuchaliśmy ze znajomymi dość rockowego faceta rodem z Belgii, który śpiewał po francusku a nazywał się Plastic Bertrand! C`est plan pour moi to był ulubiony przez nas hit tegoż gościa. Nie wszyscy uczyliśmy się francuskiego, ale … Bertrand oddziaływał na nas muzyką. Bariera językowa nie miała znaczenia.
Na początku lat 90-tych zachwycałam się grupą Heroes del silencio rodem z Hiszpanii, a mój kumpel marzył o oryginalnej płytce grupy Cortatu. Niestety nigdy nie udało mu się jej zdobyć, gdyż Cortatu jako wywrotowa nazistowska baskijska kapela jest w Hiszpanii na indeksie.
Od kilku lat popularnym jest w Polsce zespół Rammstein, który śpiewa wyłącznie po niemiecku. Ja niemieckojęzyczne zespoły polubiłam za sprawą grupy Kraftwerk, która wprawdzie nagrywała każdy swój przebój w dwóch językach, ale te niemieckojęzyczne wersje jak na mój gust były bardziej elektroniczne i bardziej do Kraftwerk pasowały.
A co z Yugotonem? Tę składankę przyjęłam jak wspomnienie. Stanęły mi przed oczami dziwne czasy. Oto kiedy u nas na kartki były cukier, czekolada, mięso, a nawet zeszyty i buty, Jugosławia uchodziła za najbogatsze państwo socjalistycznego bloku. Stamtąd przywoziło się płyty zachodnich wykonawców. Jugosłowiańska wytwórnia płytowa Jugoton kupowała częściej licencje niż węgierska pepita czy nasze rodzime Polskie Nagrania i późniejszy Tonpress lub Wifon. muzycy z Jugosławi, w której dochód narodowy brutto na jednego mieszkańca był o wiele większy niż w Polsce mieli i większe zarobki i łatwiejszy dostęp do wyrobów najlepszych firm produkujących sprzęt muzyczny. Jugosławiański punkrock i grupa Elektricni orgazam były nam językowo bliższe niż np. grająca muzykę z tego samego nurtu enerdowska kapela Pankow. Z Jugosławii później wyszły Leibach i Borghesia – Słowianom się udało!!!
Muzyka to nie tylko muzyka, ale i tekst. Zdaję sobie sprawę z prostego faktu, że jego niezrozumienie jest pewną barierą w odbiorze, ale … kiedyś napisałam wam we Wzrockowisku o tym, że i tak ludzie nie słuchają co ktoś śpiewa. Dzieje się tak nawet wtedy, gdy rzecz jest w naszym ojczystym języku. Jeśli jednak cos nam się podoba to nic nie stoi na przeszkodzie, byśmy dowiedzieli się o czym to jest! Zwłaszcza, że jak wspomniałam wielu twierdzi iż czasem po muzyce można zorientować się o czym jest piosenka.
O ile piosenki w języku angielskim, francuskim czy niemieckim jestem w stanie sama sobie przetłumaczyć (lepiej lub gorzej) o tyle trudność sprawiają mi języki, których kompletnie nie znam i nigdy się nie uczyłam, ale… kiedyś trochę ojciec, a trochę sąsiadka tłumaczyła mi o czym śpiewa Drupi. Teksty Heroes del silencio tłumaczyła mi kumpela ze studiów.
Dzisiaj, gdy mamy do dyspozycji mnóstwo gazet muzycznych, gdy żyjemy w świecie globalnego dostępu do internetu z łatwością możemy dowiedzieć się, o czym jakiś wykonawca śpiewa, bez względu na język w którym się to dzieje. Daje to szansę artystom z rożnych krajów przebić się. Trzeba tylko chcieć ich poznać. Ja chcę. I jak się okazuje takich jak ja jest więcej.
Skąd wiec ten mit, że tylko angielski? Może wy mi powiecie?
COGITO 12/2001 (157)