MAŁGORZATA KAROLINA PIEKARSKA

pisarka, dziennikarka, historyczka sztuki – ambasadorka kampanii społecznej WypiszWyczytaj

2014 r. Zabiłem byka, cóż to dla mnie byk – wywiad dla portalu Sztukater

„Zabiłem byka, cóż to dla mne byk”

(Maria Zofia Tomaszewska) Nazywasz się Małgorzata Karolina Piekarska. Czy wiesz, dlaczego nadano Ci takie imiona?

(Małgorzata Karolina Piekarska). Są to imiona z tradycją rodzinną. Jest o tym cały rozdział mojej niewydanej książki „Miamol i sisiorek, czyli jak zostałam pisarką”. Jak kiedyś się ukaże, (jeśli w ogóle to nastąpi, bo już kilka razy słyszałam, że książka jest urocza, ale ja mam za słabe nazwisko, by takie coś się sprzedało), będzie można o tym przeczytać. My się umówmy na krótką odpowiedź: Imiona moje są zakorzenione w rodzinnej tradycji.

(M.Z.T.) Urodziłaś się pod znakiem Lwa, w 1967 roku. Czy wierzysz z Znaki Zodiaku?

(M.K.P.) Wierzę i nie wierzę. Coś w nich na pewno jest. Każdy znak ma swoje dobre i złe cechy i warto je znać i przez ich pryzmat patrzeć czasem na siebie krytycznie. Zwłaszcza jeśli idzie o te złe cechy. Lwy są wprawdzie przeważnie pogodne, ale też bywają egocentrykami czy egoistami. To, że kilkakrotnie o tym czytałam sprawia, ze staram się za wszelką cenę zwalczać w sobie egoizm i egocentryzm. O ile to pierwsze się udaje, o tyle z tym drugim gorzej, co pewnie wynika z tego, że jednak każdemu zawodowi twórczemu egocentryzm towarzyszy i paradoksalnie pomaga tworzyć. Ale z wiarą w moc znaków nie przesadzajmy. Jednak wierzę w to, że człowiek ma wolną wolę i nawet jeśli istnieje coś takiego jak przeznaczenie, czy rzeczy, które determinują to kim jesteśmy lub jacy jesteśmy, to ostatnie słowo należy do nas. To my decydujemy o tym, co robimy ze swoim życiem i jak się zachowujemy. Co do roku 1967, to uważam, że to dobry rok. Wtedy świat zobaczył film „Absolwent”, odbył się festiwal w Monterey, a w Warszawie zagrali Rolling Stonesi.
Ja dodam jeszcze, że urodziłam się 24 lipca. Dokładnie w tym dniu, tylko ponad 150 lat wcześniej, urodził się Aleksander Dumas ojciec, z którym czuję się duchowo związana, bo pokochałam go już jako dziesięciolatka czytając z zapartym tchem „Trzech muszkieterów”. I od tamtej pory pozostaje dla mnie jednym z najlepszych pisarzy świata.

(M.Z.T.) Jakie jest Twoje wykształcenie?

(M.K.P.) Skończyłam historię sztuki na UW to znaczy pięć lat studiów i uzyskałam absolutorium, ale z powodu różnych przeżyć osobistych, o których nie bardzo chce opowiadać, do dziś nie napisałam pracy magisterskiej. Mam więc tak zwane wykształcenie „prezydenckie kwaśniewskie”. Może nadejdzie dzień, gdy uzbieram pieniądze na to, by wznowić studia i napiszę wtedy pracę magisterską, ale jeśli to zrobię, to tylko dla siebie, bo tak naprawdę nie jest mi ten papier do niczego potrzebny.

(M.Z.T.) Jaki okres w sztuce lubisz najbardziej?

(M.K.P.) Właściwie wiele rzeczy mi się podoba. Lubię i średniowieczną sztukę i starożytną i egipską, ale w Polsce najbardziej interesuje mnie sztuka od baroku do wieku XIX -go. Mam swoich ulubionych architektów (Tylmana van Gameren czy Dominika Merliniego). Mam ulubionych malarzy – Canaletta, Jacka Malczewskiego czy Józefa Chełmońskiego. Lubię sztukę religijną, bo chciała nauczyć wiary i Boga maluczkich. Średniowieczni, w większości anonimowi twórcy, mieli czasem ciekawe pomysły.

(M.Z.T.) Kim jesteś z zawodu?

(M.K.P.) Z zawodu jestem dziennikarką i pisarką, na co mam stosowne papiery (śmiech), bo jestem członkiem stosownych stowarzyszeń, których legitymacje dokumentują, że jestem w tych profesjach zawodowcem.

(M.Z.T.) Jesteś członkiem warszawskiego oddziału Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Lubisz być stowarzyszona?

(M.K.P.) Mam duszę społecznika, czyli lubię robić coś dla innych. Działanie w Stowarzyszeniu daje taką możliwość. Gdy pewnego dnia wyczytałam, że polskie więzienia ostatnie książki do bibliotek więziennych zakupiły przez 1989 rokiem wpadłam na pomysł, by zebrać książki dla polskich więzień. Sama bym tego zrobić nie mogła albo mogłoby to być dziwnie odebrane. A tak, jako stowarzyszenie, zebraliśmy kilkaset książek i polscy więźniowie, wśród których są przecież różni ludzie, mają co czytać. Nie tylko to, co zostało wydane przed 1989 rokiem, ale sporo o wiele nowszej literatury. My zapominamy, że więzienie jest odbiciem obrazu społeczeństwa, tylko w zamknięciu. Tam są też dobrzy i źli ludzie, mądrzy i głupi, wykształceni i nie. Czasem pech decyduje o tym, że trafiają za kraty. Skoro chcemy, by wracali do społeczeństwa lepsi – dajmy im książki. Jeśli państwo nie przeznacza na to nawet złotówki, a my w statucie mamy popularyzację czytelnictwa, to czemu nie dać polskim więźniom książek, które już przeczytaliśmy i do których wracać nie będziemy? Poza tym w stowarzyszeniu organizujemy często wieczory poświęcone pisarzom, którzy odeszli. Biorąc w tym czynny udział spłacam dług wobec tych autorów, którzy mnie ukształtowali, a którym nie miałam okazji osobiście podziękować za ich książki. Poza tym ze Stowarzyszeniem wiąże się jeszcze jedna rzecz. Ja lubię mieć kontakt z innymi pisarzami. Lubię rozmawiać z nimi o problemach środowiska. O kryzysach twórczych, o problemach wydawniczych czy o życiu. Nikt lepiej nie zrozumie pisarza od drugiego pisarza. Nigdy w życiu żaden pisarz nie powiedział mi, że zajmuję się pierdołami i fanaberiami i nie jestem poważna, bo nie pracuję na etacie od 8-mej do 16-tej, a właśnie to często mówią mi ludzie z innych środowisk. Często też twierdzą, że mój zawód jest niepotrzebny, bo gdyby wybuchła wojna wyszłoby szydło z worka, że piszę, czyli robię coś, co niczemu nie służy.

(M.Z.T.) Gdzie żyjesz? Czy całe życie tu mieszkałaś?

(M.K.P.) Żyję w Warszawie gdzie mieszkam od urodzenia. Ze strony Ojca jestem warszawianką od wielu, bardzo wielu pokoleń. Moja mama natomiast przyjechała do Warszawy z Zamojszczyzny. Ja czuję się związana z Warszawą, ale… kiedy jeżdżę na Roztocze, to też tam czuję się jak u siebie. 30 lat mieszkałam na warszawskim Żoliborzu, a teraz mieszkam w domu po prababci na Saskiej Kępie. Rodzicom dopiero po Okrągłym Stole udało się uzyskać klucze do jednego z mieszkań w tym domu. Tak więc mieszkam w miejscu, które należy do rodziny od grubo ponad stu lat, bo moi przodkowie zakładali Saską Kępę.

(M.Z.T.) Wymień swoją twórczość: tytuł rok wydania, wydawca

(M.K.P.) Wzrockowisko 2002, Klasa pani Czajki 2004, Dziewiętnastoletni marynarz 2005, Tropiciele 2006, Dzika 2007 i LO-teria 2010.

(M.Z.T.) O jej! Jestem pod wrażeniem – A czy teraz nad czymś pracujesz?

(M.K.P.) W druku jest mój kurs dziennikarstwa dla samouków. To taka książka, która jest czymś w rodzaju podręcznika z jednej strony, ale składa się z felietonów i anegdot, więc czyta się ją inaczej niż podręcznik.
Trwają też prace redakcyjno-wydawnicze nad książką „Kamerą i piórem”, czyli o kulisach pracy dziennikarza telewizyjnego i prasowego. To jednak rzeczy już napisane. Teraz siedzę nad książką poświęconą nowym legendom warszawskim. Tytułu ostatecznego jeszcze nie ma. Może będzie brzmiał „Warszawskie duchy?” jeszcze ostatecznie nie zdecydowałam. Legendy wymyślam sama, ale osadzone są w przestrzeni miejskiej i mają podbudowę historyczną. Będą pełne duchów, zjaw i widziadeł, a także rzecz jasna tajemnic. Każda dzielnica będzie miała swoją legendę. Będzie to książką składająca się więc z osiemnastu rozdziałów będących osobnymi opowiadaniami, ale w pewien sposób łączącymi się w całość. Dostałam na ten projekt stypendium Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego i dzięki temu, że ministerstwo dało mi na chleb mogę nad tym posiedzieć, pogrzebać w bibliotekach itd.

(M.Z.T.) Masz syna. Jak ma na imię i ile ma lat?

(M.K.P.) Mam jednego syna – Macieja, kończy w tym roku 21 lat i najbardziej interesują go języki i gadanie z ludźmi.

(M.Z.T.) Twój pradziadek, dziadek i ojciec był dziennikarzem, Ty nim jesteś. Czy Twoje dziecko również przejmuje „przymus powtarzania” tego zawodu?

(M.K.P.) Po pierwsze to zarówno mój ojciec jak i ja zostaliśmy dziennikarzami przez przypadek. Ojciec był najpierw muzealnikiem, a ja chciałam być pisarką. Maciek ma dopiero 21 lat, więc kto wie…? Ja w jego wieku zarzekałam się, że dziennikarką nie będę, a moja noga nie postanie w telewizji. A tu nie tylko postała, ale jeszcze tkwię tam osiemnaście lat. Jaka przyszłość czeka mojego Maćka? To się jeszcze okaże.

(M.Z.T.) Czy żyje jeszcze Twój jamnik Zrazik, o którym przeczytałam w jakimś wywiadzie?

(M.K.P.) Żyje i nadal dostarcza radości, ale też starzeje się, bo ma już 14 lat i co za tym idzie, nie zawsze trzymają mu zwieracze. Dostarcza więc nam też mniej przyjemnych niespodzianek. Kiedyś, jak był młodszy, a ja siedziałam przy biurku i pisałam, wciskał się na fotel za moje plecy i tam spał spychając mnie z fotela. Teraz nadal mi towarzyszy, gdy piszą, ale już leży u nóg na podłodze, a jego obecność spostrzegam wtedy, gdy dobiegają mnie różne mało przyjemne zapachy…

(M.Z.T.) Jako dziecko lubiłaś pisać, również szyframi. Czy sama umiałabyś teraz rozszyfrować zakodowane przez Ciebie teksty?

(M.K.P.) To nie były szyfry przeze mnie wymyślone tylko powszechnie dostępne, więc bez problemu, alfabet Morse`a znam do dziś i jestem w stanie pomigać latarką, by nadać niejeden świetlny komunikat.

(M.Z.T.) Pierwszą rzeczą jaką napisałaś był wiersz. W wieku lat piętnastu napisałaś opowiadanie na konkurs. Czy w tej chwili przedkładasz w swojej twórczości prozę nad poezję?

(M.K.P.) Nigdy nie czułam się poetką. Czasem coś napiszę. Większość wierszy wyrzucam. Zostaje 1% z nich. Przez całe życie nie nazbierało się tego nawet na jeden tomik. Myślę prozą. Poezja jest gatunkiem literackim specyficznym. Jeśli można ją przeczytać, jak prozę – nie jest moim zdaniem poezją. A mnie rzadko udaje się napisać coś, czego się nie da po prozatorsku przeczytać.

(M.Z.T.) Brat Twojego dziadka uczył się w Szkole Morskiej, jeszcze wówczas w Tczewie. Czy masz w rodzinie więcej marynarzy?

(M.K.P.) W Szkole Morskiej było dwóch braci mojego dziadka. Czesław i Zbigniew, czyli „Dziewiętnastoletni marynarz”. Czesław popłynął nawet do Brazylii w 1923 roku, a ponieważ zobaczył kawałek świata, więc marynarka mu się znudziła i… odszedł ze szkoły. Zbigniew stał się bohaterem mojej książki, bo zostało po nim przeszło siedemdziesiąt listów, a to pozwoliło mi go poznać i sprawiło, ze jest mi po prostu bardzo bliski mimo, że przecież nigdy go nie poznałam.

(M.Z.T.) Wyczytałam, że jesteś działaczką bookcrosingu. Co sądzisz o tym ruchu? Czy sama korzystasz z pozostawianych gdzieś książek?

(M.K.P.) Ruch mi się podoba i dlatego czasem gdzieś porzucam książki, ale staram się nie brać do domu żadnych, bo i bez tego moje mieszkanie przypomina bibliotekę. Mam kilka tysięcy książek. Stoją na półkach nawet w WC, tak więc nie mam już za bardzo gdzie trzymać nowych, a i tak co chwila jakąś do domu przynoszę.

(M.Z.T.) W domu nie sprzątasz. Za to w jednym z Twoich wywiadów przeczytałam: „Pisanie jest oczyszczeniem i uporządkowaniem swojego rozumu. Napisanie wiersza jest jakby uporządkowaniem szuflady, opowiadania jest sprzątnięciem pokoju, a powieści – całego domu.” Czyli zamiast sprzątać porozrzucane rzeczy Ty porządkujesz wyrazy?

(M.K.P.) Można tak powiedzieć. Ale to nie jest porządkowanie wyrazów, a raczej myśli. Einstein podobno powiedział, że jeśli bałagan na biurku jest oznaką bałaganu w głowie, to czego oznaką jest puste biurko? Nie jest tak, że w domu nie sprzątam, bo jasne jest, że jednak coś tam sprzątam, ale… nie jest to moje ulubione zajęcie. Zresztą ulubionym jest i było czytanie. Potem oglądanie, fotografowanie, stawianie pasjansów, spacery…

(M.Z.T.) Powiedziałaś w jednym z wywiadów: „Uważam, że jak ktoś się uprze, to wszystko w życiu osiągnie, wszystko mu się uda” Czy wiele spraw wywalczyłaś w życiu własnym uporem?

(M.K.P.) Właściwie wszystko, co osiągnęłam, to albo dzięki pracy albo uporowi, choć tzw. „życzliwi” mają pewnie na ten temat swoje teorie i prawdy objawione.

(M.Z.T.) Jeździsz na rowerze i na rolkach. Czy również jeździsz na nartach? Jeśli tak, to gdzie?

(M.K.P.) Nie. Nigdy nie miałam nart na nogach, nie lubię zimy. Chyba, że „Zimę Muminków”.

(M.Z.T.) Lubisz grać w scrabble i lubisz wróżyć. Jaki to rodzaj wróżb? Kartami, ze szklanej kuli, a może z ręki?

(M.K.P.) Scrabble lubię. Co do lubienia wróżenia to nie tak, że lubię. Po prostu umiem, ale to nie jest moje ulubione zajęcie, bo uważam, że jest jednak szkodliwe. Ludzie potrafią uzależnić się od wróżb, wróżek, przepowiedni itd. i nie powinno się im tego ułatwiać wróżąc. Ale od dziecka miałam ciągoty do zabaw kartami, co zresztą ma odzwierciedlenie w moich książkach, bo np.; Ewa z „Klasy pani Czajki” i „LO-terii” wróży koleżankom z kart. U mnie to jest podobno rodzinne. Kabałę stawiała moja prababcia Karolcia. Ja lubię karty, jako kolorowe i dość tajemnicze obrazki. Interesuje mnie historia kart, gier karcianych, pasjansów itd. Zbieram różne karty. Zarówno te do gry, jak i do wróżenia i mam tego sporą kolekcję. A w swoim smartfonie oczywiście mam aplikację z pasjansami, bo w kolejce do kasy wolę postawić pasjansa niż warczeć na ludzi wokół. Pasjans znaczy w końcu z francuskiego „cierpliwość”.

(M.Z.T.) W Internecie można znaleźć Twoją stronę piekarska.com.pl. Czy sama ją administrujesz? Czy nie szkoda Ci tracić czasu na kolejne wpisy? W zamian mogłabyś napisać kilka zdań swojej nowej książki:)

(M.K.P.) Pisarze dzielą się na tych, którzy bez przerwy piszą książki. I na tych, którzy piszą ich mniej, bo uważają, że pisarz musi dojrzeć. Ja należę do tych drugich. Wolę zgodnie z łacińską zasadą „pauca sed bona” napisać kilka książek, ale takich, które będą dopracowane. Stronę administruję sama. I tak bym tego czasu nie spożytkowała na pisanie książek, bo jednak administrowanie nie zajmuje aż tyle czasu, ile się wydaje. Poza tym wiele rzeczy na stronę robię w czasie podroży, w pociągach, albo w redakcji, gdy koledzy i koleżanki plotkują czekając na montaż ja ściubię coś na stronie i też się czasem odzywam plotkując wraz z nimi. Jest to więc często działalność poboczna przy okazji czegoś. Myślę, że więcej czasu niż administrowanie stroną zajmują mi blog i inne projekty internetowe…

(M.Z.T.) No właśnie blog…

(M.K.P.) Bloga założyłam w 2007 roku. Najpierw długo szukałam formuły. Chciałam, by była spójna i uniwersalna. Chciałam, by czytelnik wiedział, że mimo iż nie wydaję co chwile nowej książki to żyję i tworze i jestem. Pomysł, o czym ma być blog urodził się pewnego dnia, gdy wysłano mnie z kamerą do Wojskowego Sądu Okręgowego, bym nagrała ogłoszenie postanowienia tegoż sądu w sprawie byłej prokurator stalinowskiej p. Wolińskiej-Brus. Postanowienie jest jawne, ale… ogłoszenie tego postanowienia tajne. Oto na naszych oczach pan sędzia wszedł do pokoju rozpraw, w którym się zamknął i przed pustą salą głośno odczytał postanowienie. W sali poza nim nie było nikogo. Nie wolno nam było nagrać momentu, kiedy pan sędzia to orzeczenie czyta. Ale chwilę później rzecznik sądu podał nam treść orzeczenia. Wydało mi się to wielkim absurdem. To było tematem pierwszego wpisu, a potem już poleciało. Bloga nie reklamowałam nigdzie. Umieściłam adres w podpisie pod swoimi mailami, zamieściłam odsyłacz na swojej stronie i właściwie wszystko stało się samo. Wiele wpisów znalazło się na głównej stronie portalu Onet. A ja zyskałam w ciągu tych prawie siedmiu lat ponad 3 miliony czytelników.

(M.Z.T.) A inne projekty?

(M.K.P.) W sieci prowadzę też taki projekt genealogiczny (piekarscy.com.pl), który z miesiąca na miesiąc ma coraz więcej czytelników. Pomysł wziął się stąd, że w listopadzie 2013 roku Jolanta Adamiec-Furgał zaprosiła mnie do nagrania telewizyjnego programu „Saga Rodów”, bym opowiedziała o swoich przodkach. Ponieważ genealogia zawsze była moją pasją, więc… tak powstał odcinek „Saga Rodu Piekarskich”. Już w trakcie nagrania uświadomiłam sobie, że sporo o swoich przodkach wiem, ale… nie wszystko. Wielu rzeczy, które opowiadali mi Ojciec, Matka czy ciotki już nie pamiętam. Powstało naturalne i niepokojące pytanie, o ile mniej będzie wiedział mój syn? Tak zrodził się pomysł na witrynę, na której zdecydowałam się zamieszczać informacje, zdjęcia i skany dokumentów dotyczących tych, którzy byli na tym świecie przede mną i z którymi w jakikolwiek sposób jestem związana. Szybko okazało się, ze z projektu korzystają także naukowcy, co mnie bardzo ucieszyło, bo chciałam, by to był projekt, który dotyczy wprawdzie mojej rodziny, ale służył też innym. Trochę rzeczy miałam gotowych zeskanowanych, bo rok wcześniej zrobiłam z moim mężem Zacharjaszem Muszyńskim, który jest aktorem, monodram „Listy do Skręcipitki”. Tekst powstał w oparciu o listy mojego pradziadka Antoniego do prababci Karolci. Dla potrzeb monodramu nakręciliśmy też krótki film dokumentalny o prawdziwych jego bohaterach, czyli moich pradziadkach. Z monodramem jeździmy po Polsce, ale i poza Polskę. Jesienią będziemy go pokazywać w Wilnie.

(M.Z.T.) Pod koniec sierpnia tego roku wybierasz się na imprezę LITERA TURA II. Skąd dowiedziałaś się o tej akcji?

(M.K.P.) Z Facebooka. Dostałam zaproszenie i po prostu przyjęłam je. To okazja na i kolejne spotkania literackie, a co za tym idzie mam nadzieję, że rozmowy o pisaniu, czytaniu i literaturze w ogóle.

(M.Z.T.) Czy masz czytnik e-booków?

(M.K.P.) Mam tablet, który służy też do czytania książek. Wgrałam tam całą klasykę i często w podroży w pociągu, gdy współpasażerowie mnie zirytują, bo np. gotują przez telefon, albo opowiadają życiorys – kosmos, albo rozwodzą się przez telefon wrzeszcząc na byłego męża itp., to ja wyciągam tablet i czytam to, co już dobrze znam, czyli Mickiewicza albo Boya.

(M.Z.T.) Wymień ulubionego wykonawcę muzyki (piosenkarza).

(M.K.P.) Tego jest mnóstwo. Od Beatlesów po Metallicę, na której koncercie byłam dwukrotnie i której mam wszystkie płyty. Ale też bardzo lubię muzykę klasyczną, jak Mozarta, Vivaldiego czy Chopina oraz opery i operetki. Ulubionych mam wiele i trudno wskazać jedną operę czy jednego wykonawcę. Tu wszystko zależy od nastroju.

(M.Z.T.) Wybierz taki fragmencik arii operowej, by te słowa te mogłyby być puenta naszej rozmowy.

(M.K.P.) „Zabiłem byka cóż to dla mnie byk.” To aria Torreadora z Bizeta.

(M.Z.T.) Oryginalne słowa są trochę inne, ale melodia już brzmi w mej głowie

(M.K.P.) Ale ta wersja daje poczucie bycia z dnia na dzień coraz silniejszym i zaprawionym w bojach. A w życiu o to chodzi, by podnosić się z porażek i w rezultacie zwyciężać. By zabijać byka bez względu na to, co nim w naszym życiu jest.

(M.Z.T.) Dziękuję za rozmowę

Gdynia-Warszawa 2014-06-24
Rozmawiała Maria Zofia Tomaszewska

źródło: http://sztukater.pl/wywiady/item/13611-malgorzata-karolina-piekarska.html