Emitowany w TVN program Szymona Majewskiego wzbudza wielkie emocje. Oto artyści ze wszystkich branży wkręcani przez przyjaciół w różne sytuacje pokazują, czy potrafią śmiać się z siebie. Wniosek? Potrafią. Choć bywa, że dowcipy, jakie się im robi, do najwybredniejszych nie należą.
Oto Małgosia Ostrowska z Lombardu bierze udział w nowym programie na żywo, prowadzonym przez Manuelę Michalak. Ma śpiewać z playbacku i… co chwila playback się zacina, a Małgosia zamiast grzecznie śpiewać “szklana pogoda, szyby niebieskie od telewizorów”, śpiewa “szklana pogogogogdaaaaa” i czerwieni się ze wstydu. Gdy jest po wszystkim, oddycha z ulgą, że to tylko żart! Wkręcili go w nią przyjaciele. Jakiej klasy trzeba być człowiekiem, by za coś takiego nie zmieszać owych przyjaciół z błotem? Na pewno dużej. Bo śmiać się z siebie jest najtrudniej.
Czy moi Czytelnicy to potrafią? Takie pytanie zadaję sobie często. Najczęściej wtedy, kiedy napiszę jakieś – moim zdaniem – zabawne Wzrockowisko, a tu nagle zaczynają napływać głosy oburzonych, że kogoś nim obraziłam. Tak było wiele razy. Przestałam już liczyć wszystkie głosy oburzonych, którzy nie załapali, że jakiś mój tekst jest dziennikarską prowokacją lub żartem.
Umieć śmiać się z siebie to jedna z najtrudniejszych umiejętności. Myślę, że sama mam ją w dość zaawansowanym stopniu. A wszystko dlatego, że w dzieciństwie straszliwie mi dokuczano. Zaczęło się od okularów, które musiałam nosić od 4. roku życia. To wtedy zadałam mamie pytanie: “Kto to jest okularnik?”. A gdy mama odpowiedziała, że wąż, byłam w szoku. “A cóż to ja mam wspólnego z wężem?” – zastanawiałam się. Potem przyszły inne docinki, o moim zezie, o tym, że płakałam przy lekturze “Brzydkiego kaczątka” i śmierci Nemeczka z “Chłopców z Placu Broni”. Dziś potrafię śmiać się z siebie. Potrafię śmiać się z siebie nawet w sposób najbardziej niewybredny, przedstawiając się w czasie rozmów telefonicznych znajomym: “Tu mówi Piekara i jej stara szpara”. Dlatego za każdym razem jestem w szoku, gdy ktoś mi pisze – jak śmiem śmiać się z Michaela Jacksona i jego starych gaci. Jak śmiem obrażać Jennifer Lopez i pisać o niej per “Jełopez”. Z tych listów wynika, że przed artystami to trzeba klękać i, broń Boże, nie żartować na ich temat. Są świętsi od papieża.
Na szczęście Szymon Majewski myśli inaczej, a jak wynika z jego programu “Mamy Cię”, artyści potrafią się śmiać sami z siebie. Warunkiem pokazania gagu w programie jest zgoda bohatera.
Z siebie śmiała się więc Agnieszka Chylińska, wkręcona przez swego menadżera Macieja Pilarczyka w pilnowanie syna pewnego biznesmena. Przyjechała do niego omawiać szczegóły swojego występu w reklamie whisky. Niespełna dziesięcioletni syn biznesmena mimo protestów Agnieszki ściął kwiatki z klombu, a potem… odjechał samochodem swojego taty w nieznanym kierunku. Kiedy samochód znikł za zakrętem, na horyzoncie pojawił się tatuś smyka, pytając o pojazd i dziecko. Nie wierzył, że syn sam odjechał. Kłótnia przybierała ciekawe formy, bo Agnieszka cały czas powtarzała: “Co z pana za ojciec! Szukaj pan syna!”. Na szczęście po krótkiej chwili wóz wrócił, a z niego wyskoczyła ekipa “Mamy Cię!” z bukietem kwiatów dla Agnieszki. Gagiem była zachwycona, bo… udział w tym programie był jej marzeniem.
“Mamy Cię!” ma w Polsce wielką oglądalność. Ale ponoć coraz trudniej znaleźć chętnych do udziału w nim. Powód? Nie każdy z artystów ma poczucie humoru.
Tak myślę sobie, że wśród Was jest wielu przyszłych wielkich artystów. Czy pielęgnujecie i rozwijacie w sobie umiejętność śmiania się z samych siebie? Czy może za kilka lat będzie wśród Was więcej ponuraków niż wesołków? Chciałabym to wiedzieć już dziś. Jak na razie myślę, że, niestety, więcej jest ponuraków. Świadczą o tym Wasze listy, których autorzy co chwila się za coś na mnie obrażają. A przecież, jak mawiał biskup Krasicki, “I śmiech niekiedy może być nauką, kiedy się z przywar nie z osób natrząsa”.
COGITO 13/2004 (221)