MAŁGORZATA KAROLINA PIEKARSKA

pisarka, dziennikarka, historyczka sztuki

Recenzja z bloga Synkowe czytanie

Harcerzem być na Saskiej Kępie…

Dawno temu byłam harcerką. Uwielbiałam zbiórki, obozy, zloty i biwaki, z wypiekami na twarzy czytałam książki Aleksandra Kamińskiego i Seweryny Szmaglewskiej i bardzo serio podchodziłam do harcerskich zasad. Ucieszyłam się, gdy chłopcy oznajmili, że idą na zbiórkę — jeden na zuchową, drugi na harcerską. Mam nadzieję, że będą mieli przynajmniej tyle frajdy, co ja, a może przy okazji nauczą się odpowiedzialności i troski o innych. To właśnie dlatego Mikołaj przyniósł Tymkowi „Tropicieli” Małgorzaty Karoliny Piekarskiej — przyznam się po cichu, że sama byłam bardzo ciekawa, jak harcerstwo wpisuje się w klimat współczesnej literatury.
Tymkowi książka podobała się bardzo, a ja przeczytałam ją z przyjemnością. To dobrze napisana historia trzynastoletniego Kuby, któremu życie zafundowało zmiany, na które — jak to w życiu — nie ma ochoty. Przeprowadzka z Żoliborza na Pragę Południe (a konkretnie na Saską Kępę) to według chłopca deklasacja: musi rozstać się z kolegami, iść do nowej szkoły w nowym miejscu na paskudnej, niebezpiecznej Pradze. Wiecie, jak zachowuje się nastolatek w takiej sytuacji? Właśnie tak zachowuje się Kuba  Jest nieznośny, pyskaty, złośliwy — bohaterowie Małgorzaty Karoliny Piekarskiej są dla mnie prawdziwi, to zwyczajne nastolatki, które mają problemy z kolegami, kłócą się z rodzicami, bywają zdenerwowane, mają dość młodszego rodzeństwa i potrafią zrobić koledze świństwo. Kuba powoli aklimatyzuje się w nowym miejscu i znajduje znajomych, m.in. dlatego że przypadkiem i ku swojemu zdumieniu trafia na zbiórkę (pewną rolę odegrała tutaj śliczna dziewczyna).
„Tropiciele” to ciekawa historia z wątkiem kryminalnym. Harcerstwa nie ma tutaj specjalnie dużo — nie jest to laurka wystawiona „świętym” dzieciom, nie znajdziemy w niej za dużo harcerskich obrzędów. Dzieciaki bywają niegrzeczne, nie mają ochoty na niektóre zadania, niektóre traktują harcerstwo po prostu jako okazję do wspólnych wyjazdów. Używają komórek i grają we współczesne gry. Bycie harcerzem bywa dla nich niełatwe, bo trzeba żyć zgodnie z niemodnymi zasadami, a czasami wysłuchiwać drwin.
Przy okazji wykonywania harcerskich zadań dzieci poznają historię najbliższej okolicy, dowiadują się, kto mieszkał i tworzył na Saskiej Kępie i jak potoczyły się losy niektórych jej mieszkańców w czasie Powstania Warszawskiego. Książka zachęca do rozejrzenia się wokół, pogrzebania po strychach, porozmawiania ze starszymi, którzy pamiętają, jak to było przed wojną. Nie warto z takimi rozmowami czekać zbyt długo — bohater książki bardzo żałuje, że nie poznał lepiej swojego dziadka i nie słuchał jego opowieści.
Jak świadczy historia Kuby, drobne rzeczy mogą być prawdziwymi skarbami, a w niejednej rodzinnej historii może ukrywać się tajemnica. A starsi ludzie, nawet ci dziwni, o zachowaniach niezrozumiałych dla młodych, mogą niejednego zadziwić swoją wiedzą i pamięcią.
To naprawdę zabawna i dobrze napisana powieść o akceptacji, poszukiwaniu własnego miejsca i własnej historii, śledzeniu złodziei i pierwszych miłościach. Może tylko harcerze powinni chodzić w mundurach, a nie w mundurkach, bo brzmi to dość zabawnie. Małgorzata Karolina Piekarska umie pisać dla młodzieży i ma ucho do języka, który brzmi współcześnie. To dobra lektura dla starszej podstawówki, mimo że bohaterowie książki chodzą do gimnazjum.
15 stycznia 2016

Autor: Magdalena Koziarek

Żródło: http://synkowe-czytanie.blog.onet.pl/2017/01/15/harcerzem-byc-na-saskiej-kepie/

Print Friendly, PDF & Email