Tę książkę aż chce się zajumać
Zacznę od końca: co z Rafałem? Historii tego bohatera pani nie dokończyła.
Dalszy ciąg historii Rafała będzie w mojej książce „Dzika”. Pojawi się też czarnoskóra dziewczyna.
O, czyżby chciała Pani wywołać wśród młodych dyskusję o tolerancji?
Może nie wśród młodych, bo oni na takie tematy rozmawiają. Gorzej z rodzicami, jesteśmy narodem ksenofobicznym. Sama miałam czarnoskórą przyjaciółkę. Miała na imię Alicja. Kiedyś przyszłam z nią do koleżanki Moniki, ale kiedy Monika ją zobaczyła, powiedziała do mnie: „Ty możesz wejść, ale onia niech poczeka za drzwiami.” Okazało się, że jej rodzice nie tolerują Murzynów. Jako zbuntowana nastolatka tak się wtedy wkurzyłam, że wyszłam z Alicją. Uszło mi to na sucho, bo byłam córką znanego w Warszawie dziennikarza. Ale ci ludzie nie wyciągnęli wniosku, że to z nimi coś jest nie tak, skoro tak się zachowują. Myślę, że w Warszawie z dziewczynami czarnoskórymi jest tak, że każdy facet chciałby taką „bzyknąć”, ale żeby przyprowadzić do domu, to nie ma mowy.
No właśnie, Warszawa. Tu toczy się cała akcja. Przed napisaniem książki nie maiła pani wątpliwości, czy czytelnik np. z Olsztyna będzie identyfikował się z historią toczącą się na Saskiej Kępie?
Nie. Sama kiedyś czytałam „Polyannę” i wcale nie uważam, żeby była to książka tylko dla amerykańskich dzieci. Kiedy pojechałam do Bostonu, żałowałam, że nie mam „Polyanny” przy sobie, bo chciałam odwiedzić te miejsca, o których było w książce, zwrócić uwagę na więcej szczegółów. Myślę, że lubimy czytać o nieznanych nam miejscach. Przecież „Harry Potter” to też nie jest książka tylko dla dzieci magicznych. W „Tropicielach” jest mapka Saskiej Kępy, a w „Kubusiu Puchatku” mapka Stumilowego lasu. Czy Puchatek to książka tylko dla jego mieszkańców? Poza tym książka, której akcja dzieje się w konkretnych miejscach to zachęta, by te miejsca odwiedzić. Zapraszam olsztyniaków na Saską Kępę. Sama w tym roku jadę kolejny raz szlakiem „Pana Samochodzika” w okolice Jerzwałdu.
„Dzika” będzie bezpośrednią kontynuacją „Tropicieli”?
Też będzie tu wątek kryminalny, ale ekologiczny, nie historyczny, jak w „Tropicielach”. Chodzi o przemyt zwierząt. Na razie fragmenty drukowane są w „Victorze gimnazjaliście”, a książka ukaże się za rok.
Czy Pani syn był pierwszym recenzentem „Tropicieli”?
No cóż, czytał fragmenty, ale nie w Victorze, bo do wanny go nie można zabrać (śmiech). Miałam siedem rozdziałów spiętych na kartkach i syn mi je zajumał. Ale nie chciałam, żeby zbyt dużo wiedział zbyt szybko. No i w końcu przeczytał książkę: chociaż ma zakaz czytania późno, po godzinie 22, to spędził z nią czas do północy, a rano w poczcie znalazłam list wysłany na maila, którego ukryłam w książce. Wysłał go, żeby sprawdzić, czy taki mail rzeczywiście istnieje.
Rozmawiała Małgorzata Kundzicz
Nasz Olsztyniak, czwartek 13 kwietnia 2006