Jaka książka może zainteresować współczesnego nastolatka? Mam wrażenie, że znacznie trudniej odpowiedzieć na to pytanie dziś, niż przed trzydziestu laty (a wrażenie to nie opiera się tylko na domniemaniach, lecz – no, cóż, trzeba się przyznać… – na własnych wspomnieniach). Ówczesny czytający ósmoklasista, zapytany o zestaw swoich pozaszkolnych lektur, w zależności od płci wymieniał jednym tchem: Siesicką, Snopkiewiczową, Platównę, Zającównę, Jurgielewiczową, albo Bahdaja, Niziurskiego, Domagalika, Nienackiego, Fiedlera, a Ożogowską i Szklarskiego, jeśli się nie mylę, czytywały obie płcie po równo (oczywiście byli miłośnicy science-fiction, powieści przyrodniczo-przygodowej czy historycznej, byli i tacy, którzy sięgali po pozycje „całkiem dla dorosłych” – ale powszechnie czytywało się typową literaturę młodzieżową). Dzisiejszy jego rówieśnik, czyli uczeń II klasy gimnazjum – o ile w ogóle należy do nielicznej grupy uznającej słowo pisane inne niż podręczniki szkolne i omówienia lektur -po wyzwoleniu się ze świata bajek i baśni musi się nieźle natrudzić, nim z morza tytułów wyłowi coś, co opowiada o życiu i problemach nastolatków nie za oceanami nie przed 100, 50 czy choćby tylko 25 laty, ale tu i teraz. Poza zyskującą już powoli rangę klasyki Jeżycjadą Musierowicz i paroma zdecydowanie do dziewcząt adresowanymi powieściami Marty Fox, niewiele jest pozycji, które można by mu zarekomendować. Zdecydowany i sensowny krok w kierunku uzupełnienia tej luki uczyniła autorka Klasy pani Czajki, stwarzając cykl opowiadań, łączących się w swoistą kronikę dorastania kilkanaściorga warszawskich nastolatków.
Sportretowane w niej postacie nie są z pewnością wyssane z palca; każda z nich ma indywidualne rysy charakteru,własny sposób myślenia i wysławiania się, sobie właściwe słabostki i zalety, swoje problemy. Jak w każdej prawie klasie, mamy tu typy charakterystyczne: zakompleksionego mola książkowego i próżną kokietkę, obrażalską i plotkarę, powierzchownego wesołka i ponurego aroganta, który pod odpychającą maską kryje wrażliwą, zranioną duszę; mamy i postacie do gruntu przeciętne, stanowiące jedynie tło dla pozostałych. Są pierwsze miłości i pierwsze rozstania, kłótnie i intrygi, podpowiadanie i wagary – wszystko opisane prosto, sympatycznie, bezpretensjonalnie, bez przeładowania morałami, z dużym wyczuciem językowym, dzięki któremu bohaterowie mówią normalnym, potocznym językiem, nie przemawiają hiperliteracką polszczyzną, ani też nie bluzgają slangiem.
A jednak nie sposób oprzeć się wrażeniu, że rzeczywistość przedstawiona w Klasie pani Czajki jest ździebko podretuszowana, odbiegając ewidentnie na plus od „średniej statystycznej”, jaką uzyskujemy na podstawie publikowanych w prasie materiałów o codzienności polskich gimnazjów i relacji osobiście znanych gimnazjalistów. W szkole nie ma „fali”, chuligaństwa, kradzieży, wulgarności (najmniej parlamentarnym wyrazem, użytym przez bohaterów, jest „syf”, któremu daleko do tego, co słyszymy na ulicy z ust maszerujących w grupie nastolatków…), nie ma walki subkultur, seksu ani narkotyków, nie ma nawet poważniejszych zatargów na linii szkoła-uczeń. Wszelkie starcia i konflikty (prócz może tylko rodzinnych) rozwiązują się z czasem w sposób korzystny; mądra i serdeczna wychowawczyni oraz grupka takichże młodych ludzi, potrafią nawet z najbardziej niesympatycznego osobnika wykrzesać jakieś pozytywne odruchy…Podobny obraz wydaje się raczej spełniać Wańkowiczowską definicję „chciejstwa” (inaczej myślenia życzeniowego), niż odzwierciedlać realny stan rzeczy. Ale jeśli nawet tak, czy to nie piękna rzecz pomarzyć, że jeszcze są takie klasy i tacy nauczyciele? Tak czy inaczej, czyta się lekko, od czasu do czasu można się roześmiać, tu i ówdzie zamyślić, a sentymentalnemu gotowa i łezka w oku się zakręcić. Z punktu widzenia rodzica i wychowawcy książka stanowi niewątpliwie wartość pozytywną; o ile dotrze do swego właściwego odbiorcy – czas pokaże.
Autor: Dorota Tukaj
Źródło: Wirtualna Polska