MAŁGORZATA KAROLINA PIEKARSKA

pisarka, dziennikarka, historyczka sztuki – ambasadorka kampanii społecznej WypiszWyczytaj

Krezus w grobie

Nazywany królem już za życia, po śmierci stał się prawdziwą legendą. Naprawdę wiecznie żywy. 16-go sierpnia w 25-tą rocznicę śmierci Elvisa Presleya do Memphis zjechały rzesze fanów z całego świata. Wielu z nich miało na ciele tatuaże z Elvisem. Niektórzy od lat czeszą się na Elvisa i chodzą ubrani w biały strój z cekinami. Zarobki króla rock and rolla wyniosły w zeszłym roku 37 milionów dolarów. Co ma z tego sam Elvis? Pierwsze miejsce na liście opublikowanej przez magazyn Forbes, a zestawiającej pośmiertne zarobki gwiazd.

W dzisiejszym świecie zdominowanym przez pieniądz oraz pęd do posiadania wszystkiego oczywiście nowego, markowego i w dużej ilości, taka lista mnie nie szokuje. Tylko … doprowadza do szału!
Zwłaszcza, że od lat obserwuję o ile większym szacunkiem i uznaniem cieszą się ci artyści, którzy więcej zarabiają od tych biedniejszych. I często nie ma to nic wspólnego z talentem. Rzecz tyczy nie tylko estrady! Również o zgrozo literatury! Miliony za swoje książki zgarnia niejaka pani Jackie Collins, nota bene siostra Joan Collins gwiazdy Dynastii, a wartość tej literatury? Przeczytałam ostatnio jedno jej „dziełko”. Nazywało się „Śmiertelne zauroczenie”. Pełne było opisów mężczyzn o wielkich penisach, kobiet o równie gigantycznych piersiach, a wszyscy bohaterowie pomiędzy uprawianiem seksu z byle kim i byle gdzie, a często w miejscach publicznych, wydawali miliardy na jakieś straszne bzdury. Całość ubawiła mnie do łez. Po przeczytaniu miałam tylko jedno, ale jakże istotne pytanie. Po co komu taka książka? Autorka z pewnością zarabia kilkaset razy tyle co nasza rodzima Olga Tokarczuk, ale to jednak Olga dostarczyła mi swoimi powieściami wielu przemyśleń i tyleż samo wzruszeń. Ale cóż… to o pani Jackie Collins głośno jest na całym świecie. O Oldze mniej. Pieniądze gwiazd i inwestycje gwiazd są tematami przewodnimi wielu plotkarskich pism. Czasem te informacje są żenująco głupie. Co też bogaci ludzie z pieniędzmi robią?
Nie mam nic do Jennifer Lopez, choć czasem nazywam ją „Jełopez”, ale po przeczytaniu, że ubezpieczyła swój tyłek na sporą sumkę (dokładnie milion dolarów) miałam chęć spytać, czy ubezpieczyła go przed celulitisem czy może myśliwskim śrutem, bo mówią o niej, że jest zgrabna jak sarna? Czy gdyby straciła ten tyłek to kupi sobie nowy z pieniędzy za ubezpieczenie? A czemu nie ubezpieczyła głowy? Może tego nie ubezpieczają? Bo bardzo łatwo ją stracić, gdy się nagle zaczyna operować milionami?
Media często podają kto sobie co kupił i za ile. Jaką sumę wydał Michael Jackson na ostatnią operację swojego nosa – tę po której stał się on kruchy jak beza i trzeba go przykrywać maską, by się nie rozpadł.
Przez gazety robione są różne zestawienia. Filmów, które zdobyły najwięcej nagród. Płyt, które osiągnęły największy nakład. Piosenek, które najszybciej dotarły na szczyty list przebojów. Gwiazd, które zagrały w największej ilości filmów. O ile te listy mają jakiś sens, bo pokazują czyjś dorobek, o tyle lista tych, którzy najwięcej zarobili po śmierci wydaje mi się wkurzająca. Co oni z tego mają? Na grobie rośnie im kupa złota? Prędzej błota! Czemu takiej listy nikt nie nazwał: listą tych, których rodziny zarobiły najwięcej po ich śmierci na ich talencie. Bo nieładnie? Nieetycznie? A to czemu? Bardziej etyczne jest pisanie, że majątek nieboszczyka Elvisa zwiększył się w ciągu roku o 37 miliardów dolarów? Paradoksalnie sam Elvis, gdyby żył, a miał tę świadomość kruchości życia jaką z pewnością ma dziś gdy jest trupem, być może oddałby owe 37 miliardów na kraje trzeciego świata. Ale… przecież w chwili, kiedy nie żyje te pieniądze nie należą do niego. Jednak jakiś idiotyczny magazyn, tworząc swoją idiotyczną listę utwierdza nas w przekonaniu, że pieniądze uzyskane przez Elvisa po śmierci to jego szmal. Ech Elvisie! Królu rock and rolla! Wydałeś już w niebie jakiś bankiet? A może tylko zaprosiłeś na lody wszystkich świętych? Mam nadzieję, że ta boska ambrozja kosztuje odpowiednią sumę. Bądź krezusem i w grobie! Co Elvisowi z tego pierwszego miejsca na Liście Forbes? Ano tyle, że tuż za nim uplasowali się John Lennon i George Harrison. Jednym słowem nawet po śmierci wygrywa z Bitelsami.
I tylko na chwilę jeszcze wrócę do Jennifer Lopez i jej ubezpieczonego na milion dolarów tyłka. Kobieto! On i tak kiedyś się rozpadnie! Nikt i nic nie jest wieczne! Szkoda tylko, że inaczej jest z pędem do szmalu. Na szczęście nie wszyscy go odczuwają.

COGITO 13/2002 (179)