Ten refren piosenki Agnieszki Chylińskiej nucę sobie, kiedy odkładam słuchawkę po rozmowie telefonicznej z … Ano właśnie!
Od kiedy na łamach Cogito gości rubryka Idole i Fani mam dwa razy więcej roboty niż kiedykolwiek w swoim dziennikarskim życiu. Nie chodzi mi o listy od czytelników, bo te uwielbiam bez względu na ich ilość, ale o kontakty z menadżerami naszych rodzimych artystów. Czasem przypomina to prawdziwe użeranie się matki z niegrzecznym dzieckiem. Oczywiście ja jestem matką, a te niegrzeczne bachory to polski management. Chętnie napisałabym, że menadżerowie są wstrętni i ich nie cierpię, ale nie mogę uogólniać. Po pierwsze nie wszyscy są wstrętni, bo Sławek Jórasz, Kaśka Chrzanowska, Ewa Smolarczyk czy Anka Marzec (tudzież wielu, wielu innych) są fajni, a po drugie nawet tych, którzy mnie wkurzają nie niecierpię, a jedynie chwilowo wieszam na nich psy nucąc za Chylińską „nienawidzę”. Daję jednak słowo, że to w celu odreagowywania. Wszyscy, którzy mnie dobrze znają wiedzą, że wściekam się szybko i równie szybko mi mija. O co więc teraz mi chodzi?
Oto czytelnicy proszą o jakiegoś artystę. Ja, by spełnić ich życzenie muszę najpierw do danego artysty dotrzeć. Kultura nakazuje, by robić to przez menadżera. I wówczas… zaczynają się schody. Menedżer mówi, że Gwiazda X na te kilka pytań do ankietki Cogito odpowie mi za pół roku, bo teraz siedzi w studio. Z kolei inny mówi, że Gwiazda Y w ogóle mi nie odpowie, bo menadżer nie zna pisma Cogito. Niektórzy z nich na dodatek nazwę wymawiają „Kognito” i traktują mnie co najmniej jak Paparazzi, a czasem wręcz jak ostatniego śmiecia. Sami artyści tacy nie są. Ci, którzy mnie znają to po pierwsze wiedzą, że nie dam do druku wywiadu bez autoryzacji, a po drugie wiedzą, że nie napiszę nic co by ich szkalowało. Szanuję wszystkich, a jeśli jest jakiś wyjątek nigdy nie wymieniam nazwiska. Pamiętam mnóstwo wywiadów, kiedy czułam sympatię artystów. Wymieniać ich z nazwisk? Po co? To nic nie zmieni skoro oddziela nas menadżer.
I pomyśleć, że zawsze wydawało mi się, że rzesze ludzi pracujących w show businesie to fani muzyki tacy jak wy czy ja. Ostatnio jednak zastanawiam się, czy nie są to niespełnieni muzycy, którzy marzą o tłumnych hołdach. A że artystami nie są – odreagowują. Tylko czemu na … czytelnikach? Jak to? Ano tak! Ja nie muszę rozmawiać z Gwiazdą X, bo mam zamówienia czytelników na gwiazdę Y, Z, B, Ą i Ź. Ale Kaśka z Wrocławia czy Iza z Pszczyny napisały całe epistoły o swoich ulubieńcach. Pytam się teraz: Mam odpisywać każdej z nich: „Stara! Nic z tego! Menadżer nie przekaże gwieździe naszej ankiety, bo polityka promocyjna jest taka, że Gwiazda wywiadów udzielać będzie za pół roku.” Gdybym tak napisała czytelniczce mogłoby się stać, że polubi ona… inną Gwiazdę. Tymczasem … cóż Gwiazda X jest winna, że menadżer nie przekazuje jej wszystkich informacji i próśb? Można oczywiście powiedzieć, że ma takiego menadżera to czemu go nie zmieni. Wiem jednak, że artyści często nie wiedzą jak krecią robotę robi im ten najbliższy współpracownik będący przecież często na procencie od ich dochodów.
Inaczej ma się sprawa, gdy mam osobiste kontakty z gwiazdą. Wówczas nie mam problemów. Czasem jednak Gwiazda przeprowadza się zmienia komórkę i … wszystko zaczyna się od nowa.
Agnieszka Chylińska, której „Nienawidzę” nucę w chwili wkurzenia zmieniła menadżerkę. Została nią Kaśka Grabowy. Gdy zadzwoniłam do niej z prośbą o odpowiedź na ankietę odmówiła mi. Trochę mnie zatkało, bo kompletnie się tego nie spodziewałam. Zawsze miałam wrażenie, że obie z Agnieszką się lubimy. Musiałam opowiedzieć kilka anegdotek z wywiadów, spotkań na planie teledysku itp., by jak za czarodziejskim zaklęciem otworzyły się przede mną drzwi dostępu do Agniechy. Menadżerka przeprosiła, dosłała odpowiedzi Agnieszki, a czytelnicy mieli w swojej rubryce tego kogo zamówili.
Niestety! Większość menadżerów nie ma w sobie kultury Kaśki Grabowy, która pozwoliła mi do słuchawki powiedzieć to co miałam do powiedzenia, czyli po prostu przypomnieć się dzięki czemu uzyskałam „wywiadzik-ankietę”. Wielu menadżerów rzuca słuchawkami nie starając się zapamiętać ani mojego nazwiska ani gazety dla której pracuję. Są też tacy, którzy znają i mnie i gazetę i deklarują, że nas lubią, a jednak… Prowadzą swoją politykę spychania zapominając, że żyją dzięki artystom, ci z kolei dzięki słuchaczom, a kto o artystach informuje słuchaczy jak nie media?
I tylko jednego jestem pewna, za kilka miesięcy ci menadżerowie sami zadzwonią. Z prośbą, która zawsze brzmi tak samo: „Gocha, mam dla ciebie prezent. Debiutancki singielek młodego zespołu Y. Pomóż, napisz coś, a przede wszystkim posłuchaj.” A ja oczywiście powiem, że posłucham. I posłucham. napiszę potem jakieś ciepłe słowo. I to nawet wtedy, kiedy myślę sobie, że to czego słucham to straszny syf. Bo i nie umiem długo się gniewać i każdemu chcę dać szansę. Szkoda, że tych szans nie dają słuchaczom menadżerowie gwiazd izolując je przed i tak już odsuniętymi na dalszy plan fanami. Dlatego zastanawiam się, czy nie wykupić części nakładu Cogito i nie podesłać tego odcinka Wzrockowiska tym wszystkim „menadżerom-gorylom”? Tylko czy po tym tekście polscy menadżerowie wydadzą zgodę na wywiady ze swoimi podopiecznymi? Jeśli nie to pozostanie mi liczyć tylko na to, że ich wściekłość tak jak i moja trwa tylko chwilę.
COGITO 9/2002 (175)