MAŁGORZATA KAROLINA PIEKARSKA

pisarka, dziennikarka, historyczka sztuki

Przeklęte dziedzictwo

Byłam z wizyta u znajomych, kiedy radio nadało piosenkę braci Cugowskich. Dyskusja wywiązała się od razu. Robią karierę dzięki ojcu. Taki zarzut padł ze strony jednego z kumpli. Potem posypał się głosy, że gdy ma się sławnych rodziców łatwiej jest samamu zrobić karierę. I można nie mieć talentu! Rzecz tyczy oczywiście środowisk artystycznych. Lista nazwisk wyleciała z szybkością ponaddźwiękową. Cugowscy to pryszcz! A tacy Damięccy? Grzesiek i Mateusz? A panny Niemen? A panna Pamela Bem? Przecież kariery nie robi dlatego, że jest imienniczką niejakiej Andersson z masą silikonu w biuście, ale dzięki sławnej mamie. A Agata Młynarska? A Grażyna Torbicka córka Krystyny Loski? A… Enrique Iglesias? A Charlie Sheen i Emilio Estevez? A Michael Douglas? A Jamie Lee Curtis? A Natalia Kukulska?

Ech… ciężkie jest życie gdy ma się znanych rodziców. Wiem coś o tym. Mój ojciec był dość znanym dziennikarzem. Przeszło 30 lat przepracował w Telewizji Polskiej. Prowadził wiele programów, między innymi Telewizyjny Informator Wydawniczy – popularny program o książkach. Przez ostatnich piętnaście lat był dziennikarzem Telewizyjnego Kuriera Warszawskiego i prowadził Magazyn Kombatancki “Wiarus”, gdyż zajmował się sprawami drugiej wojny światowej. Wchodzenie z nim do sklepu budziło sensacje. Toż samo tankowanie benzyny. Nienawidziłam tego! Nawet na pogrzebie mamy podszedł do ojca jakiś facet i choć obok stała trumna, a ojciec był bladozielony to musiał wysłuchać opowieści co robił ów facet w 39 roku.
Ja od dziecka chciałam pisać. Pisałam opowiadania, powieści i wiersze. O dziennikarstwie nie myślałam. Przypadek jednak sprawił, że zostałam dziennikarką. Jednak! odziedziczyłam zawód po tacie. Pierwszy tekst opublikowałam w Świecie Młodych. Miałam wtedy 15 lat i nie przyznałam się rodzicom. W redakcji poprosiłam, by nie podpisywać go moim nazwiskiem. Bałam się. Że od razu padnie tekst: “tata załatwił”. Za dobrze pamiętałam zdarzenie, gdy do szkoły przyszli wybierać dzieci do “Tic-taca”. Na nic zdały się moje zapewnienia, że tata nie maczał w tym palców. Że nic nawet o tym nie wiedział. Skro tata jest w telewizji to ten “Tik-tak” na pewno jest z jego inicjatywy. A gdy jeszcze okazało się, że i mnie do “Tik-taka” chcą, to już na bank sprawka ojca.
Tak było przez lata! To dlatego gdy publikowałam pierwsze artykuły ojciec dowiadywał się o nich ostatni. Życzliwi wiedzieli jednak swoje. Sprawka ojca. Zadzwonił, załatwił i wzięli! Gdy dostałam się do telewizji też gadali, że wspięłam się tam po ojcowskich plecach. Choć ojciec nie miał zielonego pojęcia, że złożyłam w dyrekcji 5 scenariuszy programów młodzieżowych. Kiedy pewnego dnia spotkał mnie na korytarzu był przekonany, że przyszłam do niego na plotki i strażnik mnie wpuścił.
Prawie wszystkie te pomówienia skończyły się wraz z jego śmiercią. Gazeta Wyborcza opublikowała moje wspomnienia o ojcu. Pierwszy tekst, przy pisaniu którego tata na pewno nie mógł mi pomoc. Chyba to otworzyło niektórym oczy. Koleżanki z telewizji płakały, a koledzy mówili, że jak umrą to ja mam o nich napisać.
Jednak w kilka tygodni po pogrzebie wybuchła burza. Na wielkiej telewizyjnej imprezie w ekskluzywnym lokalu jedna z koleżanek po kilku kieliszkach wódki wykrzyczała mi w twarz: “Żaden z ciebie dziennikarz! Zawsze będziesz w cieniu swojego ojca! Nie jesteś tak dobra jak on. Jesteś nikim!” Też byłam po kieliszku, bo w końcu świętowano otrzymanie przez Telewizyjny Kurier Warszawski nagrody, a że słowa koleżanki bolały jak cholera, więc wydarłam się przekrzykując muzykę: “Jestem wartością sama w sobie! Nikt nie dał ci prawa oceniać jakim jestem dziennikarzem dopóki moje wieko od trumny się nie zamknęło! Poza tym, czy dlatego, że ojciec był dziennikarzem to ja mam być śmieciarzem? Ja się z nim nie ścigam, bo ani mi to w głowie! Ja po prostu robię swoje!”
Miesiąc później ta koleżanka przeprosiła mnie. Nie wiem, czy miały na to wpływ moje artykuły, które ponoć podetknięto jej pod nos, czy film “Piosenki o naszej Warszawie”, który podobno pobił redakcyjny rekord jeśli idzie o ilość emisji na antenie. Czy może zadziałała tu awantura, którą zrobili jej inni stając w mojej obronie. Nie ma to znaczenia. Słowa zostały powiedziane. Do dziś znajdują się tacy, którzy je wypowiadają.
To dlatego ilekroć jestem świadkiem jak ktoś mówi, że jakiś tam człowiek jedzie na nazwisku ojca czy matki mam chęć walić go po mordzie, krzyczeć i rzucać się z piąchami. Czy tylko dlatego, że rodzice są znanymi ludźmi ich dzieci mają nie robić tego o czym marzą? Lepiej żeby zostały żulami?
Mój kumpel z dzieciństwa Bronek jest dzieckiem aktorskiej pary. Sam wielce aktorsko utalentowany, zabawiał nas skeczami, piosenakmi, wierszami, ale … został psychologiem. Jako psychologa nikt nie oskarży go o jazdę na nazwisku rodziców. I choć czuję, że w głębi duszy Bronek marzył o aktorstwie, odbywa terapie z … wariatami.
Ja tak nie chciałam. Chciałam pisać! Natalia Kukulska, Bracia Cugowscy i Enrique Iglesias chcieli śpiewać. Gdy wyrasta się w jakimś domu, w którym coś jest tradycją naturalnym jest, że dzieci przejmują zawody rodziców. Od małego wiedzą jak to się robi. Wyrastają przecież w tym warsztacie. Choć często w pierwszych fazach życia buntują się i mówią, że nie są tym zainteresowane. Ja tak mówiłam! Bo miałam pisać książki, a nie reportaże, czy felietony. Nawet publikowałam wiersze i opowiadania. No i zarzekałam się, że nigdy nie przyjdę do telewizji. Spytacie co z talentem? Twierdzę, że każdy go ma. Tylko jedni mogą go rozwijać, a inni dostają w dupę jak Janko Muzykant za kradzież skrzypek. Cholernie kiepsko jest mieć do czynienia ze złym panem, który leje Janka Muzykanta. Lepiej jest spotykać takich ludzi, którzy dają mu rozwinąć skrzydła. Mimo, że jego ojciec czy matka mają znane nazwisko.
I co ciekawe. gdy syn szewca dziedziczy po ojcu szewski warsztat nikt nie wypomina mu tego. Nie zarzuca, że “ten to się urodził w oparach butaprenu i kleić buty jest mu łatwiej niż innym!” Dlaczego tak okrutni jesteśmy, gdy rzecz tyczy się zawodów artystycznych? I to jest moje pytanie.

COGITO 16/2002 (182)

Print Friendly, PDF & Email