Krystyna Lenkowska
„Babeliada”
wydawca: Stowarzyszenie Literacko-Artystyczne „Fraza”
Wbrew temu, co niektórzy próbują nam wmawiać, lektury szkolne nie są po to, by zachęcić uczniów do czytania. One mają po prostu nauczyć ich historii literatury polskiej. Od czytania dla przyjemności są zupełnie inne książki. Czy należy do nich „Babeliada” Krystyny Lenkowskiej? Z pewnością. Jest to jednak książka specyficzna. Należy do tych powieści, które albo czyta się za jednym zamachem i jednym tchem, albo smakuje tygodniami, po kawałeczku niczym zakazany owoc. I jedna i druga metoda ma sens. Niektórzy wolą dozować sobie wrażenia i myśli, a inni lubią wszystko wiedzieć od razu. „Babeliada” to mieszanina gatunków. Prozatorski debiut rzeszowskiej poetki to wysmakowana opowieść o życiu z suspensem, wieloma wątkami i zabawą językiem. Dlaczego „Babeliada”? Jej bohaterka (choć naprawdę nazywa się inaczej) określana jest jako Babel, a jej „pseudo” pochodzi od biblijnej wieży, na której Bóg pomieszał ludziom języki. Jest ich zresztą, tak jak i krajów, miejsc czy narodowości w książce sporo. Przyjaciel Babel to Homer, ale też nie jest to jego prawdziwe imię. W „Babeliadze” niemal nikt nie jest tym za kogo pierwotnie się go uważa. Nic nie jest też takim, jakim się z pozoru wydaje. Dwutorowa narracja (mamy w powieści dwóch narratorów – wszechwiedzącego i specjalny autorski komentarz) sprawia, że „Babeliada” jest czymś więcej niż powieścią. To i traktat filozoficzny i rodzaj reportażu i… zbiór opowiadań, bo każdy z 14 rozdziałów można potraktować jako osobny tekst, choć łączą się w całość osobami Babel i Homera, który wikła w platoniczną miłość tysiące kobiet.
Koło „Babeliady” trudno jest przejść obojętnie. Trudno też napisać coś mądrego, bo można popaść w banał. A nie ma nic gorszego od popadania w banał pisząc o czymś tak absolutnie niebanalnym.
Małgorzata Karolina Piekarska