MAŁGORZATA KAROLINA PIEKARSKA

pisarka, dziennikarka, historyczka sztuki

Warszawiak – rowerzysta

Moja prababcia ze strony Ojca była prawdziwą damą. Polegało to bynajmniej nie na tym, że do końca swoich dni nosiła gorset i buty na obcasie. Nie polegało to również na tym, że nie mówiła brzydkich wyrazów, nie piła alkoholu i nie paliła papierosów, ale … była taką niezwykle życzliwą innym osobą, zdaniem której nie ma na świecie złych ludzi. Mawiała też, że nie należy naprawiać świata jeśli chce się uniknąć cierpień, a jeśli jednak ten świat chce się naprawić, trzeba ową naprawę zaczynać od siebie.

Stryj Bronisław twierdzi, że przez to jej wychowanie jego wejście w dorosłość i zderzenie z rzeczywistością okazało się tak bolesne. Całe dzieciństwo słyszał od babci, że ludzie są dobrzy, a gdy dorósł wyszło na jaw, że co drugi człowiek to kanalia. Prababcia jednak tłumaczyła mu, że “ten pan miał zły dzień”. Nie zgadzam się ze stryjem. Wierzę, że prababcia miała rację. Mój tata w swoim sposobie postrzegania świata był podobny do prababci. Gdy przychodziłam ze szkoły i opowiadałam, że ktoś tam to świnia słyszałam, że może miał zły dzień, może mu matka choruje i tym podobne. Nawet nie wiem kiedy i ja przejęłam ten sposób myślenia. Uśmiecham się do obcych na ulicy, zagaduję sklepowe, zaprzyjaźniona jestem ze wszystkimi sklepami z okolic mojego domu: z szewcem, krawcem, maglem i tak dalej… Mogę pojechać do spożywczego na rowerze i zostawić rower bez zabezpieczenia, bo pani, która od lat sprzedaje pod sklepem kwiaty przypilnuje mi roweru.
Są obyczaje, które mnie zachwycają. Jednym z nich jest składanie życzeń Szczęśliwego Nowego Roku w dniu 1 stycznia każdej napotkanej osobie. Drugim jest wspinaczkowy obyczaj górołazów polegający na pozdrawianiu się, gdy spotykają się na szlaku. A trzeci obyczaj to mazurskie pozdrowienie jakie przekazują sobie załogi mijających się na jeziorze łodzi.
Czemu nie ma życzliwości, gdy spotykają się piesi i rowerzyści?
Od lat powiększa się ilość rowerów na polskich drogach, a w Warszawie ilość ścieżek rowerowych. Jest jednak kilka takich, które są od lat wielu. Pamiętam je z dzieciństwa. Jeździłam nimi z Tatą. Tata uczył mnie jak zachowywać się w ruchu, dopilnował bym zdała egzamin na “Kartę Rowerową”. Mówił mi: “Gdy jesteś Małgorela pieszym nigdy nie właź na ścieżkę. Znak ścieżka dla rowerów oznacza, że tobie jako trefnemu pieszemu nie wolno tam łazić, a już bron Boże stać! Tylko cham włazi w miejsca nie dla niego przeznaczone.”
Przez kilka lat nie miałam roweru. Dlatego dopiero w tym roku na powrót zostałam rowerzystką. Pojechałam na jedną z pierwszych wycieczek nad Wisłę i … szok! Ścieżką dla rowerów spacerują ludzie. “Rany! – myślę. – Czemu ja nigdy po niej nie łażę?”
Chyba wiem czemu! Za mocno brzmią mi w uszach słowa Ojca, że tylko cham włazi w miejsca nie dla niego przeznaczone.
Próby proszenia pieszych o zejście ze ścieżki raz skończyły się dla mnie zrzuceniem z roweru, innym razem groźbą pobicia, a kilka razy po prostu usłyszałam wiąchę. Autorką jednej z wiąch była bardzo elegancko ubrana pani. Poruszała się jak dama na swoich długich nogach obutych w pantofle na wysokim obcasie. Usteczka umalowane szminka nazwały mnie: “nieuważną pierdolniętą, pojebem, który kurwa szaleje jakby nie widział, że tu przecież ludzie chodzą.” A na pytanie, czy nie mogłaby chodzić po oddalonym o 2 metry i 3 razy szerszym od ścieżki deptaku usłyszałam, że “zaraz mi zajebie w ten głupi ryj”.
Boże! Dopiero byłabym zlinczowana, gdybym jechała na rowerze po tym deptaku!
Mój syn na ścieżce rowerowej spadł z roweru kilka razy. Zawsze niechcący zrzucał go pieszy oburzony, że słyszy za swoimi plecami dzwonek, będący sygnałem “z drogi śledzie Maciek na rowerze jedzie”. Kilka razy jakiś pieszy poinformował mnie, że “mam pilnować swojego zasranego bachora” albo, że mam “uczyć szacunku dla pieszych tego pokracznego gówniarza!”
Po ostatniej mojej wycieczce doszłam do wniosku, że nie ma co mówić ludziom: “proszę zejść to jest ścieżka dla rowerów”. Oni i tak będą robić swoje. Dlatego teraz zgodnie z zasadą prababci naprawianie świata zaczynam od siebie: gdy jestem pieszym obsesyjnie przestrzegam przechodzenia przez jezdnię po pasach; gdy idę poboczem szosy to zawsze lewą stroną; gdy jestem kierowcą przestrzegam znaków drogowych, przepisów etc.; a gdy jestem rowerzystą uważam na pieszych i staram się jeździć tylko po ścieżkach. Chciałabym nie być sama, bo ja i moi najbliżsi to trochę mało. Ciągle mam nadzieję, że dojdzie do nas kultura rowerowa przez duże “K”. Gdy rok temu byłam w Kopenhadze to co mnie zdumiało to ilość ścieżek dla rowerów i fakt, że nie ma na nich żadnych pieszych. Tam nikomu do głowy nie przyjdzie wejść na trasę, którą może pędzić rozszalały cyklista. Ścieżek dla rowerów jak i samych rowerów jest w Warszawie coraz więcej, lada moment będziemy nimi poruszać się w żółwim tempie, bo … i pieszych przybywa. Zaś o ile są kary dla rowerzysty za jazdę po chodniku o tyle nie ma kary dla pieszego za łażenie po rowerowej ścieżce. Pieszy zawsze jest święta krowa. Niestety święta krowa nie zawsze oznacza damę. Nie była nią na pewno pani, która chciała mi “zajebać” choć z pewnością była piękną kobietą.
Moja prababcia też była kiedyś piękna. Ale damą jest dla mnie do dziś! Miedzy innymi dlatego, że teraz, gdy piszę ten tekst i myślę o pani, która obrzuciła mnie stekiem wyzwisk nie czuję nienawiści, ale żal. Bo tak jak i prababcia tak i ja zastanawiam się: “a może miała zły dzień? Może jej mama jest ciężko chora i stąd takie zachowanie?” Życzę mamie tej pani zdrowia. No i polecam kupno roweru. Jazda na nim koi nerwy, no … chyba, że się spotka na ścieżce dla rowerów jakiegoś innego pieszego, który ma kłopoty.

9 sierpnia 2001

Print Friendly, PDF & Email