MAŁGORZATA KAROLINA PIEKARSKA

pisarka, dziennikarka, historyczka sztuki

Występ z pewną nieśmiałością

Napisała do mnie “Nieśmiała” i wyznała w liście, że dostaje gęsiej skórki i chce jej się wymiotować, gdy ma stanąć przed klasą i odpowiadać. Wypracowania, klasówki i testy idą jej fajnie, ale jak ma mówić na forum publicznym to dramat w trzech aktach. “Pewnie wydaje ci się, że kłamię, bo po liście tego nie poznasz, ale w oczy bym ci tego nie powiedziała.”

Nieśmiała nigdy nie bierze udziału w akademiach szkolnych i choć ładnie śpiewa w chórze, to solowych partii się nie podejmuje.

Kilka dni temu gadałam z koleżanką Beatą o strachu przed publicznymi występami. Leciał w TVP mój reportaż, w którym robiłam sondę wśród Warszawiaków. Sonda polegała z reszta na tym, że pytałam przechodniów o piosenki kojarzące się im z Warszawą i namawiałam do śpiewania. Żebrało się tego trochę choć wcale nie było łatwo skłonić ludzi, by zanucili cokolwiek. A jest co nucić. Od Mieczysława Fogga Piosenkę o mojej Warszawie przez Czesława Niemena Sen o Warszawie po Warszawę T.Love. W każdym razie Beata obejrzawszy reportaż zadzwoniła i powiedziała:
– Że też ty się Piekarnia nie wstydzisz tak łazić z kamerą i ludzi o coś pytać. To przecież obciach wyjść na ulicę, wszyscy cię widza…
– A kto mnie widzi? – Mówię jej. – Na ekranie i tak jest przechodzień, który śpiewa.
– Jakbyś do mnie podeszła to bym uciekła! Słowo honoru uciekłabym tak daleko, że byś mnie nie dogoniła!
– A to czemu?
– Bo wstyd tak gadać do kamery. A nuż coś głupiego powiem?
– Ale z kamery nie lecą ani pomidory, ani zgniłe jaja. Ja to zawsze wszystkim powtarzam.
– Może i nie. Ja się nawet z tym zgodzę. Ale taki występ na scenie to jest jeszcze większy obciach.
No i tu wymiękłam! Występ na scenie obciachem? A tylu jest na świecie artystów. Beata z pozoru nie jest osobą nieśmiałą, ale jednak… unika zdjęć, występów publicznych i rożnych sytuacji, które mogą zwrócić na nią uwagę otoczenia – oczywiście takiego, w którym jest choć jedna nieznana jej bliżej osoba. Może dlatego wydaje jej się publiczny występ obciachem. A on tymczasem może być dobrą zabawą. Jednak po tej zmowie zrozumiałam wzniesione do nieba oczy Beaty jak kiedyś na jakiejś imprezie śpiewałam Okularników. Wszyscy się zarykiwali i dobrze bawili (jak ktoś zna tekst tej piosenki to wie o co chodzi), a Beata miała minę jakby ją miano rozstrzelać. Okazało się, że bała się, że ja się pomylę i … będzie wstyd! Wstydziła się za mnie! Choć przecież śpiewać umiem! Beata z nadmiernym wstydem za innych nie jest sama. W czasie wizyt w Stanach straszliwie chciałam pójść na “karaokee” do jakiegoś klubu. Zachęcona oczywiście serialem Ally McBill i tym, że oni co chwila właściwie lądują w tym pubie i śpiewają. Myślałam, że w Stanach tego problemu nieśmiałości nie ma. Cóż… może nie ma, ale … chętnych by ze mną pójść nie było. Daruś za Chiny Ludowe i Trzecią Rzeczpospolitą nie pójdzie.
– Miśku! Ja bym ze wstydu się chyba spalił!
– Ale nikt ci nie każe śpiewać. Jak coś ja pójdę!
No, ale Darek swoje że umrze ze wstydu. Że umrze na zawał w kwiecie wieku, że nie!!!!! Że schowa się pod stół, a jak tam stołów nie będzie to on nie wie co zrobi! No i nie poszliśmy.
Ostatnio jednak znalazłam się z Darkiem w Sheratonie na bankiecie organizowanym przez pewną brytyjską firmę. Darkowy szef Patrick, który jest Brytyjczykiem, pięknie śpiewa. Mogłam się o tym przekonać natychmiast po rozpoczęciu jednej z atrakcji wieczoru – karaokee. Gdy Patrick odśpiewał Pretty Woman Roya Orbisona to nawet słynne “orbisonowskie” “mercy” zbladło przy tym co zaprezentował Patrick. Brawa zebrał i sprawił, że na scenę zaczęli wchodzić inni goście. Częściej Brytyjczycy niż Polacy i było mi przykro. Miałam wrażenie, że jesteśmy pozbawieni luzu. Na szczęście jakaś kobitka zaśpiewała Bal na gnojonej no i się rozkręciło. Wszyscy świetnie się bawili to i ja wlazłam (choć Darek się za głowę łapał!) i zaśpiewałam Remedium czyli “wsiąść do pociągu byle jakiego”, a potem Małgośkę (obie piosenki dziwnym zbiegiem okoliczności są z repertuaru Maryli Rodowicz) zapraszając inne kobitki na scenę. Wlazło ich do mnie kilka. Tak wyłyśmy, że stojak od mikrofonu się zgiął, a towarzycho zarykując się ze śmiechu domagało się bisów! Wprawdzie tekst nam gdzieś tam zginął, bo nie byłyśmy przygotowane i jeszcze każda miała swoją wersję tego co w głowie jej zostało, ale to mnie jeszcze bardziej rozbawiło. Darek oczywiście ze wstydu stał na końcu sali i topił rozpacz w kieliszku czerwonego wina!
Któregoś dnia dostałam list od mojego kumpla jednego z laureatów OPPY Adama Andryszczyka, który mieszka na Mazurach w Kowalach Oleckich i śpiewa piosenkę poetycką, że będzie z recitalem w Warszawie. Znałam adamowe piosenki z płyty Majówka, którą mi przysłał i nagrał sam w studio nagraniowym, które otworzył zresztą we własnym domu. Przy tych piosenkach spędziłam niejeden pisarski dzionek i wieczór. Miałam wreszcie okazje usłyszeć je na żywo. Brzmiały sto razy lepiej niż na płycie. Publiczność w sali Staromiejskiego Domu Kultury była poruszona.
– Po prostu – jak mi zresztą potem powiedział Adam – występ na żywo jest kontaktem z publicznością. Czuję ich reakcje, więc i ja dużo daję z siebie!
Tak myślę – i nie jestem w tym odosobniona, bo to powiedziało mi wielu muzyków – że do każdej publiczności trzeba podejść jak do przyjaciół. Nie myśleć, że tam są wrogowie, ale że ludzie tacy jak my. Taką mam myśl idąc w tłum z kamerą i mikrofonem, tak myślę, gdy wygłupiam się przed znajomymi śpiewając jakieś piosenki aktorskie i to powiedział mi również Patrick darkowy szef, gdy po naszym wesołym wyciu siedzieliśmy we dwójkę przy stole.
Z występami na forum publicznym trzeba się oswoić, bo trzeba umieć się bawić. Bawić z samym sobą i bawić z tłumem. No i śmiać się z samego siebie, gdy się pomylimy. Choć oczywiście są występy nie muzyczne czyli bardziej poważne, ale te na szczęście nie należą do tematów Wzrockowiska.

COGITO 3/2001 (148)

Print Friendly, PDF & Email