Są takie zjawiska muzyczne, które uchodzą za temat tabu. Są świętością, której nie wolno nie tylko szargać, ale nawet poddać najmniejszej krytyce. U nas jest ich kilka. Nazywają się chrześcijańska odmiana rocka. Należą do nich Armia, 2Tm2-3 i Arka Noego. Nie mam nic przeciwko tym zespołom, ale mgiełka świętości trochę mnie wkurza. Sprawia bowiem, ze – choć mowa o zjawiskach muzycznych – to z racji tego, ze zahaczają one o religie i wiarę nie wolno analizować i oceniać ich warstwy muzycznej. Zupełnie jakby krytyka godziła w ideologie. Ten zakaz krytyki nie został oczywiście spisany w formie żadnych przykazań. On wisi w powietrzu tak jak przekonanie, że panna z dzieckiem to puszczalska, blondynka i policjant są głupi, a nauczyciel to sadysta. Jest w nas jakaś dziwna autocenzura. A ta jest najgorsza. Nie jest bowiem ograniczona żadnymi przepisami. To ona sprawiła, że gdy pewien gitarzysta zespołu metalowego powiedział mi, że Arka Noego wkurza go ze aż ma chęć założyć grupę „Łajba Szatana” i śpiewać „taki mały taki duży może diabłem być”, inny nasz wspólny znajomy powiedział: no chyba się nie odważysz. Nie ma to nic wspólnego z odwagą, bo pomysł na łajbę szatana był żartem, ale … czemu z niektórych wokalistów można się śmiać, a z innych nie? Czemu nie można ich krytykować?
Gdy w telewizyjnej redakcji głośno powiedziałam, że Arka Noego wrzeszczy to kilka osób spojrzało na mnie z oburzeniem i powiedzieli: no wiesz? I towarzyszyło temu takie spojrzenie jakbym … puściła bąka w … kościele lub … wysmarkała się na ołtarz. Ja bardzo przepraszam, ale pani Mossakowska, która w warszawskiej podstawówce im. Ernesto Che Guevary (dziś J. Brzechwy) uczyła mnie wychowania muzycznego i prowadziła chór mówiła, że nie ma nic gorszego niż śpiewanie „płaskiego a”. Mówiła też, ze nie należy śpiewać ze ściśniętym gardłem. No tak, ale … pani Alicja Mossakowska jako osoba świecka może nie zrobić na nikim wrażenia, choć ja dzisiaj wiem, że wszystko co wiem o muzyce, gamach zawdzięczam właśnie jej. Może jednak takie wrażenie zrobi niejaka siostra Maria, która prowadziła chór w mojej parafii i do której na zajęcia z chóru chodziłam przez cztery lata śpiewając pieśni religijne. Nikt z nas w tym chórze nie wrzeszczał!
Ja rozumiem, że ktoś teraz powie, że jest to na chwałę Pana i ze Panu się to podoba. Panu może i owszem. Mnie nie. dla mnie jest to dziecięcy wrzask i żadna ideologia nie jest w stanie tego wrzasku usprawiedliwiać. Nie bronie im śpiewać, sama mam płytę i dawałam dziecku na zajęcia z religii, żeby mieli trochę weselej, ale … czemuż to nie wolno mi powiedzieć głośno, aczkolwiek ciszej przecież niż Arka Noego, ze dzieciaki z Arki wrzeszczą?
Ja mówię, że jest to modlitwa, zjawisko kulturowe, ale … czemu mam to nazywać muzyką? A jeśli już muszę czemu nie ma prawa ona podlegać tym samym kategoriom co reszta artystów i płyt? Tylko dlatego, że jest to muzyka z programu „Ziarno”? Czy może dlatego, że jest ona religijna? A może z tego powodu, że dzieci jako świeże istotki o niewinnych duszyczkach nie podlegają krytyce? Skoro śpiewają o Bogu to niech nawet wrzeszczą! Ważne, że to jest religijne!
Przyznam się wam, ze sama na początku byłam w stresie czy powinnam głośno tak mówić, a szczególnie po reakcji redakcyjnych koleżanek. A może mnie zlinczują? W końcu sądząc po reakcjach niektórych krytyka Arki to porywanie się z odchodami na świętość. Jednak, gdy moja prawie 90 letnia i bardzo religijna ciocia powiedziała, że nie jest w stanie słuchać tej Arki, bo oni tak krzyczą, ze aż żałuje iż ślepnie a nie głuchnie, zdecydowałam się głośno powiedzieć i nawet napisać: Arka Noego wrzeszczy, a mnie się to nie podoba! Czy mam do tego prawo? Jak na razie dala mi je jedynie 90-letnia ciocia, ale cóż… ktoś może powiedzieć, że ona ma sklerozę i jest głupia, a ja jestem bezbożna. No bo kim jest człowiek, któremu się takie rzeczy nie podobają? Krzyczą! Wielkie mi co! A taki heavy metal? Też wrzask! Tylko jak dla mnie jest on jakiś taki trochę inny…
COGITO 14/2001 (159)