MAŁGORZATA KAROLINA PIEKARSKA

pisarka, dziennikarka, historyczka sztuki – ambasadorka kampanii społecznej WypiszWyczytaj

2009 r. – Wywiad Justyny Pycki (Tygodnik Siedlecki)

Najbardziej inspirujące jest życie

Rozmowa z MAŁGORZATĄ KAROLINĄ PIEKARSKĄ

– Spotkałaś się z siedleckimi gimnazjalistami. Do czego próbowałaś ich przekonać?

– Między innymi do tego, że pismo jest największym wynalazkiem ludzkości, bo jak bez pisma wynalazcy mogliby opisać wszystkie najważniejsze odkrycia naukowe? Wszystko, czego ludzkość dokonała, nie byłoby możliwe, gdyby nie pismo. Ja przywiązuję też dużą wagę do słów. To zapewne wynika z faktu, że jestem kobietą. My, kobiety przywiązujemy większą wagę do słów, niż mężczyźni. Ale słowa w ogóle są ważne. Już w Ewangelii św. Jana czytamy: „Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. (…) Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało co się stało.” To, że wynaleziono pismo, które pozwala nam te słowa zapisywać, oraz że potrafimy wykorzystując swój zasób słów, tworzyć różne dzieła i opisywać różne rzeczy, też jest naszym wielkim osiągnięciem. Podczas spotkania po prostu chciałam młodym ludziom uświadomić, jak wielką moc mają zarówno pismo, jak i słowa.

– Dużo mówi się o tym, że młodzież oddala się od słowa pisanego. Woli filmy, zamiast książek, pasjonuje się grami komputerowymi, internetem. Jesteś blisko młodych ludzi, jak to oceniasz?

– Nie jest aż tak źle. Oni wciąż są blisko słowa pisanego. Przecież nie da się obsługiwać internetu bez znajomości słowa pisanego. Cały czas sięgają po słowo pisane, choć niekoniecznie po papier. Młodzi ludzie czytają. W sieci można znaleźć przecież także literaturę.

– Przy okazji literatury. Twoja książka „Klasa pani Czajki” przypadła do gustu młodym czytelnikom. Czy mogą spodziewać się kontynuacji?

– Powoli kończę pracę nad drugą częścią. Będzie nosić tytuł „LO-teria”. Duże „LO”, a reszta pisana małymi literkami. LO, bo liceum, a całość czytana, jako loteria, bo życie i to nie tylko w szkole średniej, ale w ogóle, jest w moim pojęciu loterią.

– Jesteś mamą piętnastoletniego Maćka. Czy on dostarcza tematów do książek?

– Pisząc wykorzystuję prawdziwe historie. Ale nie tylko te, które usłyszałam od swojego syna, ale i te od jego kolegów, od znajomych i dzieci znajomych. Wiele historii usłyszałam od obcych ludzi. Czasem gdzieś w Internecie przeczytałam, a czasem podsłuchałam. Oczywiście to nie jest tak, że siedzę na jakiejś klatce schodowej i podsłuchuję z uchem przy klamce, o czym rozmawiają ludzie za drzwiami. Bardzo lubię, siedząc sama w kawiarni czy pociągu, słuchać obcych ludzi i ich rozmów. Oczywiście tych historii nie wplatam do książki dokładnie tak, jak one się przydarzyły. To tak jakby moja wersja zdarzenia. Mam wiele swoich pomysłów, ale musi być inspiracja, a najbardziej inspirujące jest życie.

– Masz swoje ulubione podsłuchane historie, które okazały się największymi inspiracjami?

– W „LO-terii” znajduje się kilka historii, wziętych prosto z życia. Najbardziej spośród nich podoba mi się opowieść, którą usłyszałam od swojej manikiurzystki. Przydarzyła się jej roztrzepanej i akurat zakatarzonej ciotce, która, jadąc tramwajem w Warszawie, chciała wydmuchać nos i zaczęła szukać w kieszeni chusteczki. Zamiast tego znalazła dużo śmieci i sto złotych. Potem jeszcze pięćdziesiąt. Zdziwiła się i zawstydzona tym, że ma taki śmietnik w kieszeni schowała śmieci do torebki a pieniądze do portfela. Przyglądał się jej pewien mężczyzna, ale ona go zignorowała. Katar nie dawał za wygraną, więc wciąż szukała chusteczki w kieszeni. A ponieważ nie znalazła, więc wysiadła na pierwszym przystanku. Wtedy jeszcze raz sięgnęła do kieszeni i ….znalazła tam chusteczki. Otworzyła torebkę, by zobaczyć te kompromitujące śmieci, które wyjęła z kieszeni i znalazła wśród nich paragony za jakieś zakupy, których nie kojarzyła i bilet z Kutna do Warszawy. A ona nigdy nie była w Kutnie. I w ten oto sposób uświadomiła sobie, że w autobusie mimowolnie okradła człowieka. Właśnie tego, który jej się przyglądał. Życie pisze zaskakujące scenariusze.

– Główna bohaterka „Klasy pani Czajki” ma na imię Małgosia, tak jak Ty. Czy przypomina Ciebie z nastoletnich czasów?

– Nie. To tylko zbieg okoliczności. Imiona dzieci zaczerpnęłam z klasy mojego syna, kiedy był w podstawówce. Każdemu z bohaterów książki dałam wtedy inny życiorys niż ma pierwowzór. Bohaterowie książki żyją więc własnym życiem. Małgosia była jedną ze szkolnych koleżanek mojego syna.

– Czy pani Czajka istnieje naprawdę?

– Tak. Pani Czajka uczyła mnie polskiego, kiedy chodziłam do podstawówki. Chciałam, żeby w „Klasie pani Czajki” wychowawczynią była polonistka, bo – jak już wspominałam – przywiązuję dużą wagę do słów. Poza tym pani Czajka była osobą sprawiedliwą, a to cecha, którą cenię u nauczycieli. Chciałam jej za to podziękować, bo niewielu miałam sprawiedliwych nauczycieli, a taką polonistkę tylko jedną. Stąd też i dedykacja dla niej.

– Czy czytelnicy spotkają w „LO-terii” tych samych bohaterów, których znają z „Klasy pani Czajki”?

– Tak, choć poznają również kilku nowych. Jednak nawet ci znani z mojej poprzedniej książki bohaterowie, w „LO-terii” też tak naprawdę będą już inni. Poważniejsi. Właściwie prawie dorośli, bo przecież uczą się już w liceum. „LO-teria” to poważniejsza książka, bo życie licealisty jest poważniejsze i trudniejsze. Zdarza się, że jeszcze nie ma się osiemnastu lat i nie jest się osobą pełnoletnią, a życie zaczyna przypominać życie dorosłego człowieka. W „LO-terii” moi bohaterowie po raz pierwszy stykają się też ze śmiercią. Ja również po raz pierwszy przeżyłam czyjąś śmierć, właśnie będąc uczennicą liceum. Mam na myśli nie śmierć babci ze starości czy chorób, ale taką śmierć rówieśnika. Nastolatki bardzo mocno przeżywają pierwsze odrzucone miłości, zwłaszcza chłopcy. Myślą, że to koniec świata. Wplotłam do książki i ten wątek.

– Gdzie rozgrywa się akcja „LO-terii”?

– Głównie w Warszawie, bo lubię poruszać się po terenie, który dobrze znam. Nawet gdy bohaterowie wyjeżdżają na wakacje, jadą w miejsca, w których ja już byłam. Stąd na przykład w „Klasie pani Czajki” wzięły się Urle nad Liwcem.

Rozmawiała: JUSTYNA PYCKA

Nr 25 (1409) 21 czerwca 2009