Czasem wydaje mi się, że jedynym celem polskiej studentki jest znaleźć męża. Spójrzmy na przykład na taką Agatę. Przyszła do telewizji na praktyki. Podejrzeć pracę mediów od kuchni. Chciała tu być na chwilę. Wzbogacić się. Tak mówiła podczas wstępnych rozmów. Dostała pierwsze zadanie. Gościa zaproszonego do studia na rozmowę ma zaprowadzić do charakteryzatorni i przyprowadzić z powrotem do studia. Czas mija, a tu ani gościa, ani Agaty. Zbiegam do charakteryzatorni. Na fotelu przed lustrem siedzi… Agata. Gość dawno ucharakteryzowany czeka i przegląda gazetę. Choć tam na górze prowadzący program właśnie dostaje szału i ma zamiar załatwić powolnej charakteryzatorce jeśli nie zwolnienie z pracy to naganę.
– Co ty u diabła robisz na fotelu? – pytam Agatę.
– A bo wiesz… mam trochę pryszczy i nie spałam zbyt dobrze, a tam na górze ludzie, mężczyźni… rozumiesz.
Ręce mi opadają. Nawet nie chce mi się już nic mówić. Ja myślałam, że Agata przyszła tu do pracy, a ona idzie podrywać mężczyzn, którzy przyszli do studia na tę rozmowę. „Jakiś absurd” – myślę. Ale… Agata nie jest jedyna.
Kaśka, która jest na piątym roku studiów i dorabia sobie u nas jako reporter… właśnie zerwała z facetem. Ona chciała by to był jej mąż, ale on… dwukrotny rozwodnik chciał jedynie mieć fajną dupę. Nie wyszło. Wprawdzie sto razy wszyscy mówili jej, by sobie dała spokój, bo facet i tak ma na kogo płacić alimenty, ale Kaśka była uparta. Zagięła parol i klapki z oczu spadły jej dopiero po dwóch latach. Innymi słowy połowę studiów spędziła na uganianiu się za przechodzonym gościem, którego na końcu sama porzuciła. Teraz załamana jęczy i… strzela oczami za każdym świeżo poznanym kolesiem. A gdy jeździ się na zdjęcia z kamerą jest kogo poznawać. Co chwila z kimś się umawia, a potem zdaje relacje, że to falstart.
Ludmiła pracowała u nas rok. Po pół roku nawiązała romans z żonatym kolegą. Gdy nie udało jej się zmusić go do porzucenia rodziny strzeliła w pysk, poinformowała całą redakcję, ze zaraził ją paskudną chorobą i wyjechała za granicę. Chyba wierząc, że tam są większe szanse na znalezienie chłopa.
Ostatnio wywiązała się rozmowa na temat różnic wieku par. Ja, jako ten stary potwór, który usidlił sześć lat młodszego faceta mówię, że wiek ma znaczenie wtedy, gdy różnica jest większa niż dekada. Ale… jest wśród nas parę dziewczyn, które mają mężów o wiele, wiele starszych. I właśnie taki związek komentuje Kaśka.
– Ciekawe jak wygląda małżeństwo Elki. Ile ma ten jej mąż?
Mówię, że sześćdziesiąt pięć.
– Co można robić z sześćdziesięciopięcioletnim facetem? – zastanawia się Kaśka.
– Co masz na myśli? – spytałam.
– Czy można z nim uprawiać seks? W końcu Elka nie ma dzieci.
– Słuchaj, – mówię, – że na dachu szron to nie znaczy, że w kominie wygasło. A Anthony Queen? A Pavarotti? Mają dzieci. Daj spokój. Nie masz innych problemów?
I wtedy Kaśka smętnym głosem mówi:
– Fakt. Ten mąż może i stary, ale mąż…
„O! Rany! – myślę. – Czy tak jest tylko w Polsce? Czy gdzieś na świecie istnieją jeszcze dziewczyny, dla których zdobycie męża nie jest celem w życiu?
I jakby w odpowiedzi na moje ciche pytanie w redakcji pojawiła się Marcjanna. Cudowna, piękna, inteligentna, zgrabna, bystra! Och! Nie ogląda się za facetami. Olewa podrywających ją kolegów. Nie strzela oczami za redakcyjnymi przystojniakami, którzy dziwią się, że taka piękna i wesoła nie jest zainteresowana nawet kawą w ich towarzystwie. „Pewnie lesbijka” – szepce jeden z operatorów.
Jasny gwint! A więc jest na tym świecie piękna i młoda Polka, która nie szuka męża. Idziemy razem na obiad. Rozmawiamy o pracy, życiu, planach jej, planach moich, choć mnie w porównaniu z Marcjanną bliżej już grobka niż żłobka. I nagle dzwoni jej komórka.
– Dobrze… Tak… Aha. Zupa jest w rondelku w lodówce. Pa.
Chyba zamieniłam się w jeden wielki znak zapytania, bo Marcjanna spojrzawszy na mnie mówi.
– Przepraszam. Ale wiesz… to dzwonił mój mąż.
„Rany! To straszne – myślę. – Marcjanna nie szuka męża tylko dlatego, że… już ma. Ciekawe jaka by była, gdyby nie miała?”
lipiec 2005