Do dziś szkoła śni mi się jako koszmar. Nie chciałabym wrócić w jej mury, choć przyznaję, że czasem chciałabym spotkać znajomych z tamtych lat. I żeby byli tacy, jak wtedy…
Mój syn wrócił z obozu i po raz kolejny usłyszałam, jak w wannie śpiewa starą piosenkę Jacka Kaczmarskiego “Nasza klasa”. Nigdy nie lubiłam szkoły. Szkoła i nauka to dla mnie dwie różne sprawy. Nie nauka mnie odstraszała, a właśnie zinstytucjonalizowanie jej. No i to, co szkoła niosła ze sobą. Klasowe podziały, stereotypy i to, że człowiek zrobi jeden błąd i do końca swoich dni w szkole ma przechlapane. Zawsze byłam niepokorna, więc przechlapane miewałam bardzo często. Pamiętam, jak pani od francuskiego, która pod koniec lekcji chwaliła uczniów za aktywność, powiedziała: “Dziś na lekcji świetnie odpowiadali… (tu wymieniła kilka nazwisk i zakończyła swój wywód słowami) …i, o dziwo, Piekarska!”. To “o dziwo” sprawiło, że odechciało mi się uczyć francuskiego.
W te wakacje koleżanka postanowiła zrobić spotkanie klasowe u siebie w ogrodzie. Przyszło nas… cztery. Same baby. Łapczywie chłonęłyśmy wiedzę o tym, co u kogo. Kto się rozwiódł, kto ożenił, kto gdzie pracuje, kto jest szczęśliwy. Śmiałyśmy się z tego, co z nas wyrosło. Bo oto najlepsze uczennice wylądowały jako panie przy mężu. Największa kościelna cnotka jest rozwódką i ma dziecko z cudzym mężem, a wielki klasowy patriota niedawno wyszedł z kicia, w którym siedział za malwersacje finansowe. W poprzedniej szkole średniej kumpel, którego rodzice tłukli za trójkę, został przemytnikiem i ponoć zginął z rąk przyjaciół ze Wschodu. Inny pije, nie ma pracy, więc dorabia sobie wyprowadzaniem psów za pieniądze. Z najcichszej dziewczyny wyrosła przebojowa pani chirurg, a ten, któremu cała klasa dokuczała, jest znanym wydawcą książek. A ta najbardziej wyszczekana, która miała zawojować świat, osiadła przy bogatym mężu za granicą. Najlepsza uczennica, pupilek i lizus, jest starą panną i mieszka z matką. A jedna kompletna kretynka złapała bogatego męża i gardzi nami wszystkimi.
Kiedy wczoraj zadzwoniłam do przyjaciółki z pracy i spytałam, czy wie, co się stało z jej klasą, opowiedziała kilka historii, z których też mogłaby powstać kolejna piosenka. A przecież swoją Kaczmarski napisał przeszło dwadzieścia lat temu. Dokładnie w 1983 roku pytał: “Co się stało z naszą klasą? Pyta Adam w Tel-Awiwie/ Ciężko sprostać takim czasom, ciężko w ogóle żyć uczciwie/ Co się stało z naszą klasą? Wojtek w Szwecji w porno-klubie/ Pisze: dobrze mi tu płacą za to, co i tak wszak lubię/ Kaśka z Piotrkiem są w Kanadzie, bo tam mają perspektywy/ Staszek w Stanach sobie radzi, Paweł do Paryża przywykł/ Gośka z Przemkiem ledwie przędą – w maju będzie trzeci bachor/ Próżno skarżą się urzędom, że też chcieliby na Zachód”.
Większość moich koleżanek i kolegów miała swoje marzenia o dorosłym życiu. Chcieli być aktorami, lekarzami, historykami sztuki. Nie wyszło. Ze szkoły średniej swoje marzenia z dzieciństwa spełnia tylko kilka z nas. Aśka, która od zawsze chciała być prokuratorem. Ja, która chciałam pisać, i Paweł, który chciał mieć własną gazetę. Co z resztą? Życie zweryfikowało ich marzenia. Jedni wyszli na tym lepiej, inni gorzej – jak to w życiu bywa.
Jednego, czego żałuję, to tego, że nigdy nie spojrzałam na swoją klasę, zadając sobie pytanie: “co z nas wyrośnie?”, że wszystko to analizuję dopiero dziś, w czasie przeszłym. Nie potrafię więc obiektywnie stwierdzić, czy podejrzewałam, że z największego klasowego buntownika, dwukrotnie powtarzającego klasę, wyrośnie największy pantoflarz, któremu żona zabroni spotykać się z kumplami? Czy przypuszczałam, że z rozmodlonej mniszki wyrośnie puszczalska z trojgiem dzieci, każde z innym facetem, z których żaden nie był jej mężem? Ale cóż… gdybym wtedy miała tę wiedzę o życiu, którą mam teraz – byłabym Einsteinem. A tak… Jestem, kim jestem. A kim Wy będziecie? Oto jest pytanie.
COGITO 14/2004 (222)