Jakiś czas temu napisała do mnie szesnastoletnia Kasia z Łodzi. Napisała o coverach i uznała, że: Zjawisko to nasiliło się w sposób zatrważający pod koniec lat dziewięćdziesiątych. Oczywiście – od zawsze wykonywano cudze kompozycje, ale ostatnio urosło to do znacznych rozmiarów. Nie znajdziesz teraz listy przebojów bez jakiejś „wschodzącej gwiazdy” śpiewającej utwór stworzony kilkanaście, a nawet kilka lat temu. Słyszałam już Bacha i „Tańce połowieckie” Borodina przerobione na rap. Jakieś dwa tygodnie temu ukazał się utwór Phila Collinsa „In the air tonight” w wykonaniu niejakiej Lil` Kim. Inne przykłady? Wersja techno „A whiter shade of pale”; wielki przebój Geri Haliwell – „It`s raining man”; cała płyta jakiegoś A-Teens z utworami Abby; boysband Five w „We will rock you” zespołu Queen albo Atomic Kitten i „Eternal Flame”. Tyle tego, że być może nie przywołuję najlepszych przykładów. Ale najbardziej uderzył mnie cover, który widziałam bodajże dwa lata temu. Zespół o nazwie Salt`n`Pepa i ich rapowa koncepcja, a raczej splugawienie „Another Brick in the Wall” mojego najukochańszego zespołu Pink Floyd. To już postrzegam jako szarganie świętości.
Nie lubię wracać do tematów, które już kiedyś poruszałam, a tak jest w przypadku Coverów. Równo dwa lata temu we Wzrockowisku zatytułowanym „Jak w Rejsie” (Cogito nr (119) 16/99) pisałam właśnie o tym. Przytoczyłam wówczas jeden ze słynniejszych dialogów z kultowego filmu Rejs:
– Wie pan, ja to lubię takie piosenki, które już kiedyś gdzieś słyszałem.
I to jest główna przyczyna, dla której ludzie nagrywają covery. Rynek sam to wszystko nakręca. Lubimy piosenki, które znamy. Lubimy je sami i fajnie jest zaśpiewać coś, co ludzie już znają. Druga sprawa to chęć uczynienia czegoś w rodzaju ukłonu w stronę wykonawcy, którego się ceni. Kasia oburzyła się, że Salt`n`Pepa śpiewa utwór zespołu Pink Floyd. A może … nagranie tej piosenki to rodzaj podziękowania za inspirację? Tak mówili mi wszyscy ci, którzy kiedykolwiek sięgnęli po utwory z repertuaru uznanych gwiazd.
Wspomniana Kasia napisała: Jestem poetką. Jeślibym przepisała cudzy wiersz, z tą tylko różnicą, że użyłabym swojego charakteru pisma i swojego podpisu, to czy miałabym do niego jakiekolwiek prawa? Po co komponować nowy utwór, skoro można wziąć czyjś i zrobić na tym taką samą kasę? Po co się wysilać? Lepiej oszczędzać twórcze siły na później. A póki można robić kasę na innych – czemu nie. Wiesz, przeraża mnie to.
A mnie raczej przeraża szerząca się wśród słuchaczy nieznajomość pierwowzorów. Przeraża mnie, że większości jest obojetne czego słucha, byleby brzęczało. Jakże często chwalone jest nowatorstwo utworów, które … są coverami, gdyż oryginały poszły dawno w zapomnienie? Wspomnę tu tylko Whiskey in the jar nagrane przez Metallice. Czasem ich odgrzanie jest wskrzeszeniem czegoś co zdawało się już umrzeć.
Ponadto dlaczego nie padają zarzuty o plagiat i szarganie świętości, gdy ktoś śpiewa cudzą piosenkę z polskim tekstem? Bo to wtedy jest nowe, tak? Takie coś zrobili Czarno Czarni gdy zaśpiewali Jedzą rybę, a był to utwór Yellow River. Jarek Janiszewski napisał nowy tekst do starej muzyki. Nie przepisał nic cudzego. Wziął samą muzykę.
Niewiele osób wie, że utwór Ich Troje A wszystko to… (Bo ciebie kocham)! to wielki hit grupy Die Toten Hosen zatytułowany w oryginale Alles aus Liebe.
Ostatnio ukazała się nowa płyta grupy Sexbomba z czterema coverami. Jeden z nich to polska wersja hitu skomponowanego przed laty przez Chuck`a Berry`ego dla grupy the Beach Boys i zatytułowanego Surfin` USA. W wykonaniu Sexbomby utwór ten nosi tytuł Mariola tańczy w kisielu. Powstał do niego wspaniały teledysk, który niestety odważyła się puścić jedynie stacja VIVA, gdyż ukazywał on dwie nagie panie tarzające się w tytułowym kisielu. Płytę tę dostałam od perkusisty Sexbomby – Piska dokładnie w dniu moich imienin. Gdy kilka dni później wyprawiałam huczną imprezkę to właśnie przy tej płycie towarzystwo bawiło się najlepiej. I sprawiła to nie owa Mariola, co do której wszyscy mówili, że znajome, ale … „Co to jest?” Najwięcej radości bowiem przyniosły gościom te hity z płyty Historia jakiej nie znał świat, które były proste do rozpoznania. Były to: Wszystko czego dziś chcę z repertuaru Izabeli Trojanowskiej; Ramaya z repertuaru Africa Simona oraz Ca plane pour moi z repertuaru belgijskiej punkowej grupy Plastic Bertrand.
Jakieś dwa dni później słyszałam w radiowej Trójce wywiad z Robertem Szymańskim (znanym także jako Roman Tyk) wokalistą Sexbomby, który opowiadał o tym skąd się te covery wzięły na płycie. Otóż nagranie Ramaya zostało spowodowane prostym faktem, że kilka lat temu Sexbomba zagrała koncert wspólnie z Africiem Simonem. Wszyscy członkowie grupy z wcześniej młodości pamiętali hit czarnoskórego piosenkarza. Z kolei utwór Plastic Bertrand był wyrazem fascynacji tą właśnie piosenką. A wielki hit Trojanowskiej w męskiej wersji … cóż… musicie tego posłuchać!
Nie wydaje mi się, żeby nagrywanie coverów było spowodowane brakiem pomysłów czy pójściem na łatwiznę. Czasem jest to próba zmierzenia się z idolem. Czasem z kolei jest to ukłon w stronę tego, czyj cover się nagrywa. To trochę tak jak pragnienie każdego aktora, by choć raz zagrać w sztuce Szekspira, choć przecież „Hamlet” miał już tyle inscenizacji…
I jeszcze jedno. By można było cover nagrać na płytę wykonawca, z którego jest on repertuaru musi wyrazić na to zgodę. Na coś takiego zgody nie wyraziła niemiecka grupa Kraftwerk. Z tego powodu ich utwór Das Modell z polskim tekstem autorstwa Muńka Staszczyka grupa T.Love śpiewa tylko na koncertach. A szkoda… Dzisiaj niewiele osób wie, co to za grupa Kraftwerk. Czasem właśnie dzięki coverom czyjaś muzyka żyje dłużej. Wiadomość o tym, że coś jest z czyjegoś repertuaru zmusza słuchaczy, by sięgnęli do oryginału. Pod warunkiem, że lubią muzykę, a nie chodzi im o to tylko, by cokolwiek w tle brzęczało.
COGITO 19/2001 (164)