MAŁGORZATA KAROLINA PIEKARSKA

pisarka, dziennikarka, historyczka sztuki – ambasadorka kampanii społecznej WypiszWyczytaj

Sensacja, rewelacja!

Chęć posiadania czegoś co kiedykolwiek należało do jakiegoś muzyka lub innej sławnej osoby jest dla mnie jakąś dziwną potrzebą! O ile jestem w stanie zrozumieć zbieranie autografów czy kolekcjonowanie własnych zdjęć w objęciach idoli o tyle kompletnie przyznam się nie rozumiem pragnienia posiadania przedmiotów codziennego użytku należących do sławnych ludzi. Oczywiście nie dotyczy to wszystkich przedmiotów, ale takich … hmm… intymnych. Ta chęć jest dla mnie dziwna i to tym bardziej, że dotyczy ludzi w rożnym wieku. A to ich dziwne dla mnie pragnienie to nie pragnienie zdobycia okularów czy paska do spodni, ale … przepoconych koszulek, fragmentów prześcieradła, a nawet majtek!

Słowo honoru nie chciałabym być posiadaczką przepoconej skarpetki Jamesa Hetfielda (wolę wyobrażać sobie, że się facetowi w ogóle nogi nie pocą) ani porwanych gaci Angusa Younga i to nie dlatego, że mam nadzieję, że chodzi bez… Po prostu jakoś wydaje mi się to głupie, niskie i podobne taniej brukowej sensacji. Są jednak tacy, którzy marzą, by zdobyć coś co należało do idola… i nie ma dla nich znaczenia co to będzie, a nawet wyznają zasadę, że im rzecz bardziej intymna tym fajniejsza. Oni nie wahają się przed niczym. Metody ich „pracy”, które obserwuje od dość dawna nadal mnie zaskakują. Wyobraźcie sobie, ze po koncercie, kiedy padacie na twarz, nagle do garderoby wpada jakiś wariat z rozwianym włosem, wyrywa wam z ręki ręcznik, którym się wycieracie i mimo protestu pędzi z tym ręcznikiem gdzie pieprz rośnie… Ręcznik jest kompletnie mokry i śmierdzący. W końcu koncert trwał dwie godziny skakaliście po scenie i ilość potu na waszych plecach to hektolitry! Czasami nie jest to ręcznik… moja znajoma przez 2 lata spala w nieprawnej koszulce Andrzeja Gołoty, aż koszulka … trochę już cuchnąca nawet na odległość rozpadła się. I to robiła dorosła osoba!

Kiedyś Urszula powiedziała mi, ze w czasie koncertu giną jej okulary. Jeśli położy je na scenie blisko widowni, zawsze ktoś na te scenę wskoczy i gwizdnie jedną z par. To samo opowiadali mi i Muniek Staszczyk i Jarek Polak z T.Love. gdyby zebrać w jednym miejscu wszystkie pary ciemnych okularów, jakie gwizdnieto polskim muzykom, można by otworzyć wielgachny salon optyczny. Gdyby zebrać wszystkie t-shirty można by otworzyć całkiem pokaźną budkę, a gdyby rzecz dotyczyła biżuterii… tez mógłby być całkiem przyjemny sklepik… – Urszula powiedziała, ze kiedy podaje ręce publiczności, fani ściągają jej pierścionki! A to skutecznie oduczyło ja nakładać takowe na dłonie wybierając się na koncert. Przed laty mój kolega dostał od Charliego Harpera z UK Subs pasek do spodni. Ale nie za darmo! Podarował mu za to polski pasek harcerski. To rozumiem. To się nazywa wymiana, ale i okulary czy biżuteria są jeszcze przedmiotami higienicznie estetycznymi. Jak jednak nazwiecie tych co włamali się do domu madonny by skraść jej bieliznę? A tych, którzy z garderoby pewnej polskiej wokalistki zakosili majtki i stanik?
Kiedyś na koncercie Wilków ze sceny leciały na widownie koszulki z zespołem. Kolega powiedział do mnie:
– Skakać po nie to dno!
– Przecież to nowiutkie nie używane. co powiesz o tych, którzy woleliby te, które muzycy maja na plecach?
Gdy w czasie wakacji będąc jeszcze w liceum znalazłam się na pewnym festiwalu zainteresował się mną jeden chłopak grający w bluesowym zespole na kontrabasie. Po jednym z koncertów podarował mi opaskę, w której występował. Zanim opaska trafiła w moje ręce była przez dwie godziny na jego spoconym czole. On najpierw ze sceny zadedykował mi jakąś piosenkę a potem podarował te opaskę. Chciałam powiedzieć, że nie chce, zresztą wzdychałam do innego, ale … wtedy kompletnie nie umiałam mówić nie i stosowałam metodę uciekania przed sytuacjami, które mi nie pasowały. Tak wiec było mi głupio, nawet wyjechałam z wakacji dwa dni przed czasem, a opaskę schowałam do kieszeni. Kaśka – koleżanka z ławki, z którą spędzałam wakacje – śmiała się ze mnie, gdy trzymając opaskę dwoma palcami z wyraźnym wstrętem na twarzy upychałam ją na samym dnie plecaka. Tydzień temu robiąc porządki w szafie natrafiłam na torbę zatytułowaną „wakacyjne skarby”. Była tam owa opaska. Wstrętnie stęchła, bura i w ogóle okropna. Znowu zastanawiałam się czy ją wyrzucić, bo może nie? W końcu jej ofiarodawca okazał się zdolnym basistą, a teraz nawet nie żyje, bo się zaćpał – cóż za młyn na wodę sławy. I tak myślałam: „śmietnik czy skarby?”, aż mój 7-letni syn spytał:
– Mamo? Co to za staroć? Chcesz to wyrzucić? Nie wyrzucaj. Może to cenny zabytek z Powstania Warszawskiego…
Uśmiałam się i … nie wyrzuciłam. Dziecko prosiło – opaska została, ale przysiegam wam, ze śmierdzi na dnie plecaka, w którym upchnięta jest torba zatytułowana „skarby z wakacji”. Spośród skarbów tylko ta opaska śmierdzi. A jest tylko opaską, która była na głowie. Boję się myśleć co by to było, gdybym zamiast opaski posiadała t-shirta lub nie daj Boże majtki… I cieszę się, że ktoś mi to wcisnął, a nie ja sama rzucałam się po to jak głupia w jakiś wiwatujący tłum.

COGITO 18/2000 (142)