MAŁGORZATA KAROLINA PIEKARSKA

pisarka, dziennikarka, historyczka sztuki – ambasadorka kampanii społecznej WypiszWyczytaj

2017/07 – Biblioteka w szponach mas, czyli krągłości pod koszulą

Nikt nie ma wątpliwości, jeśli idzie o muzykę, że Wolfgang Amadeusz Mozart, Ludwig van Beethoven czy Fryderyk Chopin to jednak wyższa półka niż muzyka disco polo. Wiadomo, że kanał telewizyjny „Mezzo” ma niższą oglądalność niż „Polo TV”, a jednak nikt nie próbuje wmawiać ludziom, że z tego powodu muzyka klasyczna jest mniej wartościowa. Tymczasem w literaturze, zwłaszcza w Polsce, bardzo często wartość książek mierzy się słupkami sprzedawalności. Coś sprzedaje się w dużych nakładach – to jest na pewno dobre, a coś w małych – nic nie warte. Jednocześnie nie czytamy, jako społeczeństwo, poezji. Dlatego nakłady tomików poetyckich są w Polsce minimalne. Wyjątkami są tu Nobliści i może jeszcze kilka nazwisk polskich poetów. Tymczasem pozostali twórcy muszą zadowalać się niewielkimi nakładami swoich książek, wydawanych zresztą często dzięki dotacjom lub sponsorom.

Sporo jeżdżę na spotkania autorskie i to okazja nie tylko, by poznać czytelników, ale przede wszystkim zajrzeć do Bibliotek i porozmawiać z Bibliotekarkami. Jak one to widzą? Jak postrzegają dzisiejszy świat książki, czytelnika i autora?

Celowo pisząc słowa Biblioteka i Bibliotekarka zastosowałam tu duże litery. Dla mnie to ważne miejsca i ważne osoby. Kiedyś to w Bibliotece dzięki Bibliotekarce można było poznać nowości książkowe. Dziś informuje o nich internet i przez internet można je kupić. Nie trzeba nawet zaglądać do księgarń, choć ja lubię, bo lubię wziąć książkę do ręki. Księgarń jednak coraz mniej, salony empiku czy upadający Matras nie mają w ofercie wszystkiego – zostają Biblioteki. Te duże oferują więcej, te małe pokazują co czytają ludzie. I tu zaczynają się schody.

By Biblioteka przytrzymała czytelnika, by nie był on tylko tym, który przychodzi skorzystać z komputera lub xero, musi dawać mu to, czego ten czytelnik szuka. A ten szuka tego co jest modne. Niestety to co jest modne, nie zawsze jest wartościowe.

Kilka lat temu trafiłam do jednej z prowincjonalnych Bibliotek na spotkanie autorskie. Już po wszystkim spytałam, czy mogę skorzystać z toalety. Oczywiście problemu nie było, ale… Pani Bibliotekarka uprzedziła mnie, bym wchodząc uważała i nie wywróciła się, bo tam na podłodze leżą książki. I tak zasiadłam na sedesie pomiędzy dziełami Hemnigwaya, Stendhala, Zoli, Maupassanta, Dumasa, Feuchtwangera etc. Gdy spytałam co te książki tam robią usłyszałam, że leżą i czekają na wywiezienie na makulaturę. W Bibliotece potrzebne jest bowiem miejsce na te książki, o które czytelnicy pytają najchętniej. O co zaś pytają? O to, co modne i szeroko reklamowane w mediach. To co najpopularniejsze można zarezerwować przez telefon. Często w Bibliotece jest specjalna półka z napisem „rezerwacja”, bo Bibliotekarki bardzo chcą przyciągnąć czytelnika, więc są miłe, uczynne, a nawet usłużne. Dlatego odkładają pożądaną lekturę na taką specjalną półkę, dzwonią do czytelnika z informacją, że książka już czeka, bo ktoś oddał wcześniej i… tak poznają czytelników i ich gusta.

Między innymi to zdarzenie sprawiło, że kilka miesięcy później napisałam tekst sztuki: „Bubloteka”, której bohater ze zdumieniem odkrywa, że z Bibliotek wartościową literaturę wyparły pamiętniki celebrytów.

To wypieranie dobrej literatury zaczęło się jednak dużo wcześniej. Jakieś dziesięć lat temu do pewnej z gazet codziennych dołożono romansidło. W redakcji, z którą byłam wtedy związana, to romansidło leżało na stole długi czas. Po mniej więcej dwóch tygodniach, gdy nikt książki nie chciał, ulitowałam się i wzięłam ją do domu. Tytułu dziś nie pamiętam. Pamiętam, że doszłam w lekturze do strony 14-tej, na której przeczytałam takie zdanie: „Przez zmrużone powieki dostrzegł dwie wypukłości pod jej koszulą. Inteligencja podpowiedziała mu, że to mogą być piersi.” Widziałam potem tę książkę w jednej z osiedlowych Bibliotek na półce z napisem: „rezerwacja”, co oznacza, by była popularna. Promowano ją zresztą mocno i moim zdaniem odwrotnie proporcjonalnie do jej wartości literackiej. Jak to odbierał czytelnik? Być może cieszył się, że sam jest inteligentny, bo podobnie jak bohater książki też wie, że dwie wypukłości pod kobiecą koszulką to piersi, a nie na przykład łokcie czy pośladki.

Faktem jednak jest, że czytelnik częściej sięga po lektury promowane i reklamowane, bo święcie wierzy, że to co reklama mówi jest prawdą. Gdy czyta, że powieść „zapiera dech w piersiach” albo, że jest to „najlepszy kryminał ostatniego dwudziestolecia” wierzy w to niemal tak samo bezkrytycznie jak w reklamy leków i paramedykamentów, że zmienią jego życie.

Są jednak wydawnictwa, które nie stać na reklamę. Czy to znaczy, że nie publikują dobrych książek? Ależ skąd! Oczywiście, że publikują! Nawet pokusiłabym się o stwierdzenie, że często wydają o wiele lepsze książki. Nie walcząc o miliony na koncie publikują to, co uznają za wartościowe rezygnując z zysku, który mogłyby zdobyć publikując chłam. Jak poznać te książki? Tu często z pomocą przychodzi Biblioteka i Bibliotekarka.

Ostatnio jednak coraz częściej słyszę od Bibliotekarek, że centrala wymaga wyników, a wyniki to więcej wypożyczonych książek i więcej czytelników. By ich Biblioteka miała więcej czytelników i więcej wypożyczonych książek muszą schlebiać ich gustom. I tak… Bibliotekarki często wbrew sobie, wbrew swoim upodobaniom czytelniczym, wbrew własnym poglądom i zdrowemu rozsądkowi podpowiadającemu, że czytelnik powinien się rozwijać polecają to co modne, by mieć więcej czytelników.

– Bardzo mnie to boli, że kolejka jest po to – powiedziała do mnie jedna z Bibliotekarek pokazując mi pewien koszmar wydawniczy, który nie schodzi z list bestsellerów, choć szanujący się krytycy nie chcą nawet napisać krytycznej recenzji tego „dzieła”. – Ale tak to jest, że jak dowiadują się o wielkich nakładach to wierzą, że to rewelacja. I potem pytają: „Ma pani coś w tym stylu?”

I choć można powiedzieć, że w dzisiejszych czasach pogoni za sukcesem rozumianym przeważnie, jako pieniądz, powinniśmy się cieszyć, że społeczeństwo w ogóle coś czyta. Jednak naprawdę jakość i poziom czytanych przez ludzi lektur też ma znaczenie! Inaczej niedługo wszyscy będziemy się cieszyć, że na pewno jesteśmy inteligentni, gdyż wiemy, że dwie wypukłości pod kobiecą koszulą to mogą być piersi.

Małgorzata Karolina Piekarska

Magazyn Literacki „Książki” nr 7/2017