Na portalu „Dziennik teatralny” ukazała się pierwsza recenzja spektaklu „Bubloteka”.
Biblioteka pełna bubli
Spektakl „Bubloteka” w reżyserii Małgorzaty Karoliny Piekarskiej doskonale punktuje i obnaża relacje interpersonalne oraz prawidłowości rządzące współczesnym światem, w którym na piedestale nie stoją już autorytety, czy światli ojcowie narodu,
a gwiazdy i gwiazdeczki lśniące na szklanym ekranie, bynajmniej nie za sprawą własnego talentu, lecz raczej zgubnych nałogów.
Spektakl ten został przygotowany w ramach Obserwatorium Artystycznego ENTRÉE w Teatrze Rozrywki. Natomiast prapremiera sztuki miała miejsce 19 grudnia 2015 roku w chorzowskim teatrze. Tytuł stanowi kontaminację powstałą w wyniku połączenia słów „bubel” i „biblioteka” i referuje tematykę poruszaną podczas spektaklu, który dobrze oddaje stan współczesnej popkultury. „Bubloteka” to także nazwa muzyczno-satyrycznej audycji nadawanej w drugiej połowie lat 80. w Programie IV Polskiego Radia. Co ma wspólnego spektakl z audycją radiową? Z pewności i jedno i drugie stanowi satyrę na współczesne społeczeństwo i kulturę popularną.
„Bubloteka” to pozornie błaha opowieść z gorzkim morałem opisująca przypadek niejakiego Piotra, który próbując ratować swoje małżeństwo zdecydował się na terapię i podjął pracę w bibliotece, lecz ta zupełnie nie licuje z jego pasjami i dotychczasowym doświadczeniem zawodowym. Ów Piotr miast polecać czytelnikom wypożyczającym książki wartościowe publikacje, wciska im bezwartościowe biografie celebrytów. Szybko okazuje się, że czyni tak dlatego, iż na kartach poczytnych „bestsellerów” znajdują się jego zdjęcia, gdyż nie jest on wcale pasjonatem dobrej literatury, a liczącym na rozpoznanie i poklask znanym aktorem serialowym. Niejaki Piotr Z (Zacharjasz Muszyński) nawet nie próbuje udawać bibliotekarza, lecz nie wychodząc z roli, nieustannie napina się i pręży, marząc o tym, by ktokolwiek z czytelników biblioteki rozpoznał w nim sławnego aktora. Muszyński wykreował dobrze postać zadufanego w sobie celebryty – cierpiętnika skazanego na terapię małżeńską. Z wyglądu nieco przypomina ekscentrycznego włoskiego podrywacza. Tymczasem druga z postaci – Andrzej S. (Janusz Leśniewski) świetnie hamuje jego zapędy i działa niczym propedeutyk wiedzy o normalnym życiu z dala od błysku fleszy. Jego spokój, opanowanie i styl prowadzenia rozmowy z bibliotekarzem przywodzi na myśl metody majeutyczną i elenktyczną stosowane ongiś przez Sokratesa. Podając się za zwykłego taksówkarza przychodzi do biblioteki szukając wartościowej lektury. Niby to nie zna się na książkach, coś tam kiedyś czytał, ale szuka wskazówek dotyczących tego, co jest teraz modne i warte przeczytania. Wikła się w dyskusję mającą na celu wspólne dotarcie do prawy o kondycji współczesnej literatury, a to z kolei stanowi jedynie pretekstem do wystawienia świadectwa o stanie kultury. Jednakże szybko okazuje się, że współczesne bestsellery to sterta bubli, a prawdziwe arcydzieła światowej literatury wycofano z oficjalnego obiegu i złożone na podłodze w brudnej toalecie. Andrzej S. został ukazany jako pełen cnót rycerz na białym koniu (zbroję zastąpił prochowiec wskazujący raczej na detektywa), przedstawiciel starego porządku walczący o restytucję miejsca cennych dla kultury ludzkiej dzieł literackich. Niestety, został on jedynie wciągnięty w intrygę Basi- żony Piotra Z. i w finale jego edukacyjno-umoralniająca misja kończy się niepowodzeniem.
Abstrahując od fabuły i wykonania, warto dodać, że na uwagę zasługuje prosty, aczkolwiek bardzo trafiony koncept scenograficzny, który sprawił, że widz może wcielić się w rolę podglądacza, który zagląda do intymnego świata małej, osiedlowej warszawskiej biblioteki. Wrażenie to potęguje ciepłe oświetlenie.
Podsumowując, to jeden z tych spektakli, z których wychodzi się uśmiechając się do samego siebie, gdyż w końcu w sposób wyważony ktoś nakreślił niuanse współczesności przesyconej poczytnymi i zdobywającymi rzesze fanów bublami, które niestety zmieniają oblicze współczesnej kultury i kształtują tożsamość dorastających pokoleń. To także artystyczny sprzeciw przeciwko tworzeniu iluzji pochłaniającej masy, homogenizacji kultury i klasyfikowaniu literatury (i nie tylko!) na dobrą i złą według kryterium związanego z ilością czytelników.
Magdalena Mikrut-Majeranek
Dziennik Tearalny Katowice
31 grudnia 2015
źródło: http://www.dziennikteatralny.pl/artykuly/biblioteka-pelna-bubli.html