Mimo, że od premiery trzeciego wydania „Tropicieli” nakładem wydawnictwa Nasza Księgarnia minął prawie rok nadal ukazują się recenzje książki, udowadniając tym samym, że książka to nie chleb. Nie czerstwieje po miesiącu od premiery.
Harcerzem być na Saskiej Kępie…
Dawno temu byłam harcerką. Uwielbiałam zbiórki, obozy, zloty i biwaki, z wypiekami na twarzy czytałam książki Aleksandra Kamińskiego i Seweryny Szmaglewskiej i bardzo serio podchodziłam do harcerskich zasad. Ucieszyłam się, gdy chłopcy oznajmili, że idą na zbiórkę — jeden na zuchową, drugi na harcerską. Mam nadzieję, że będą mieli przynajmniej tyle frajdy, co ja, a może przy okazji nauczą się odpowiedzialności i troski o innych. To właśnie dlatego Mikołaj przyniósł Tymkowi „Tropicieli” Małgorzaty Karoliny Piekarskiej — przyznam się po cichu, że sama byłam bardzo ciekawa, jak harcerstwo wpisuje się w klimat współczesnej literatury.
Tymkowi książka podobała się bardzo, a ja przeczytałam ją z przyjemnością. To dobrze napisana historia trzynastoletniego Kuby, któremu życie zafundowało zmiany, na które — jak to w życiu — nie ma ochoty. Przeprowadzka z Żoliborza na Pragę Południe (a konkretnie na Saską Kępę) to według chłopca deklasacja: musi rozstać się z kolegami, iść do nowej szkoły w nowym miejscu na paskudnej, niebezpiecznej Pradze. Wiecie, jak zachowuje się nastolatek w takiej sytuacji? Właśnie tak zachowuje się Kuba Jest nieznośny, pyskaty, złośliwy — bohaterowie Małgorzaty Karoliny Piekarskiej są dla mnie prawdziwi, to zwyczajne nastolatki, które mają problemy z kolegami, kłócą się z rodzicami, bywają zdenerwowane, mają dość młodszego rodzeństwa i potrafią zrobić koledze świństwo. Kuba powoli aklimatyzuje się w nowym miejscu i znajduje znajomych, m.in. dlatego że przypadkiem i ku swojemu zdumieniu trafia na zbiórkę (pewną rolę odegrała tutaj śliczna dziewczyna).
„Tropiciele” to ciekawa historia z wątkiem kryminalnym. Harcerstwa nie ma tutaj specjalnie dużo — nie jest to laurka wystawiona „świętym” dzieciom, nie znajdziemy w niej za dużo harcerskich obrzędów. Dzieciaki bywają niegrzeczne, nie mają ochoty na niektóre zadania, niektóre traktują harcerstwo po prostu jako okazję do wspólnych wyjazdów. Używają komórek i grają we współczesne gry. Bycie harcerzem bywa dla nich niełatwe, bo trzeba żyć zgodnie z niemodnymi zasadami, a czasami wysłuchiwać drwin.
Przy okazji wykonywania harcerskich zadań dzieci poznają historię najbliższej okolicy, dowiadują się, kto mieszkał i tworzył na Saskiej Kępie i jak potoczyły się losy niektórych jej mieszkańców w czasie Powstania Warszawskiego. Książka zachęca do rozejrzenia się wokół, pogrzebania po strychach, porozmawiania ze starszymi, którzy pamiętają, jak to było przed wojną. Nie warto z takimi rozmowami czekać zbyt długo — bohater książki bardzo żałuje, że nie poznał lepiej swojego dziadka i nie słuchał jego opowieści.
Jak świadczy historia Kuby, drobne rzeczy mogą być prawdziwymi skarbami, a w niejednej rodzinnej historii może ukrywać się tajemnica. A starsi ludzie, nawet ci dziwni, o zachowaniach niezrozumiałych dla młodych, mogą niejednego zadziwić swoją wiedzą i pamięcią.
To naprawdę zabawna i dobrze napisana powieść o akceptacji, poszukiwaniu własnego miejsca i własnej historii, śledzeniu złodziei i pierwszych miłościach. Może tylko harcerze powinni chodzić w mundurach, a nie w mundurkach, bo brzmi to dość zabawnie. Małgorzata Karolina Piekarska umie pisać dla młodzieży i ma ucho do języka, który brzmi współcześnie. To dobra lektura dla starszej podstawówki, mimo że bohaterowie książki chodzą do gimnazjum.
15 stycznia 2016
Autor: Magdalena Koziarek
Żródło: http://synkowe-czytanie.blog.onet.pl/2017/01/15/harcerzem-byc-na-saskiej-kepie/