Wiele miesięcy temu schronisko w Korabiewicach zwróciło się do mnie z prośbą o wsparcie schroniska piórem. Chodziło o napisanie opowiadania inspirowanego życiorysem kogoś z podopiecznych.
WZIĘŁAM UDZIAŁ W PROJEKCIE, PONIEWAŻ… naprawdę kocham zwierzęta i nie wyobrażam sobie domu bez zwierząt. Wielokrotnie brałam do siebie zwierzaki, których nikt nie chciał. Tak było w przypadku szczura Gieroja, którego oddał ksiądz z Tarchomina jako nietrafiony prezent gwiazdkowy. Tak było też w przypadku kota Szarlotka, który trafił do nas jako ośmioletni kot, bo jego poprzednia właścicielka wychodziła za mąż, a jej wybranek miał uczulenie na koty. Jestem autorką kryminału dla nastolatków „Dzika”, którego nastoletni bohaterowie trafiają na ślad międzynarodowej szajki przemycającej dzikie zwierzęta. Pisząc książkę, dowiedziałam się, że przemyt dzikich zwierząt jest trzecim co do wielkości, po broni i narkotykach. I o tym opowiadam na spotkaniach autorskich, zachęcając, by dzieci pragnące mieć zwierzę hodowały te, które są naprawdę udomowione. Naturalnym więc chyba jest, że zdecydowałam się swoim opowiadaniem wspomóc Korabiewice, gdzie trafiają zwierzęta m.in. z przemytu oraz takie, których nikt nie chce.
Teksty na portalu są dla czytelników dostępne całkowicie bezpłatnie. Ale jeśli będą oni chcieli okazać wdzięczność pisarzowi/pisarce za Jego/Jej bezpłatną pracę, mogą przekazać darowiznę na rzecz Korabek.
Pod każdym tekstem znajduje się przycisk, który przekieruje na stronę płatności, gdzie można dokonać darowizny.
Bohaterką mojego opowiadania jest niedźwiedzica Balbina, a tekst nosi tytuł „Tajemnica glinianego kamienia”. Oto drobny fragment… Kto pamięta powieści Hugha Loftinga ten od razu załapie o co chodzi…
Jan III Stubbins wskazał dziennikarce skromne krzesełko w swoim naukowym gabinecie, a sam, umościwszy się wygodniej w fotelu za zabytkowym angielskim biurkiem, rozpoczął opowieść. – To miał być zwyczajny dzień, ale rano zadzwoniono do mnie ze schroniska w Korabiewicach, że tamtejsza niedźwiedzica himalajska, Balbina, nie wychodzi z gawry. Według zapewnień wolontariuszy schroniska Balbina miała prawie pół wieku. Była to dla mnie szokująca informacja, bo niedźwiedzie tego gatunku żyją przeważnie dwadzieścia pięć lat. Ale skoro ta była stara, gdy trafiła do schroniska, a tam przeżyła jeszcze piętnaście lat, nie miałem powodów, by nie wierzyć. – W tym momencie doktor Stubbins przerwał opowieść i zamyślił się. Omiótł wzrokiem ściany gabinetu. Wisiały na nich zdjęcia zwierząt, których los szczególnie splótł się z losami prowadzonej przez niego słynnej kliniki „Polinezja”. Nie była to zwykła klinika. Należała do najstarszych w Europie, miała bowiem tradycje sięgające jeszcze XIX wieku. Klinika „Polinezja” pierwotnie znajdowała się w Anglii, w małej wiosce Puddleby-on-the-Marsh. Jednak nie nazywała się wtedy „Polinezja”, a zwyczajnie: „Gabinet weterynaryjny”. Kliniką stała się, gdy dziadek pana Jana przeniósł ją do Polski, przyjeżdżając tu pod koniec lat 30. XX wieku wraz z nowo poślubioną żoną oraz starą papugą Żako o imieniu Polinezja.
Więcej… http://korabkoweopowiesci.pl/korabkowe-opowiesci/669/