I kolejna recenzja. Ciekawe jest to, że napisała ją osoba, która najpierw była czytelniczką, więc czytała jako nastolatka, a dziś wróciła do lektury jako nauczycielka.
Powrót do nastoletnich czasów…
„Zapomniał wół jak cielęciem był” – mówi staropolskie porzekadło. Muszę, z nieskrywanym zresztą żalem, przyznać się, że w jakiś stopniu to przysłowie dotyczy też mojej osoby. Szczególnie, kiedy na co dzień wchodzę w rolę nauczyciela… A tu nagle – zjawia się książka przypominająca mi o tym, że kiedyś sama byłam uczennicą i przeżywałam różne rozterki, które dziś wydają się już tak mało istotne…
W czasach, kiedy chodziłam do gimnazjum „Klasa pani Czajki” pojawiała się jako powieść w odcinkach na łamach gazety „Victor”. Mimo, że jak każda dziewczyna w wieku dojrzewania wolałam oglądać katalogi z modą i czytać kąciki złamanych serc, to… kiedy tylko zjawił się nowy numer „Victora”, biegłam na złamanie karku, żeby móc przeczytać kolejną historię z „Klasy pani Czajki”.
Powieść ta nie tylko bawi, ale i wzrusza. Opowiada piękną historię o grupie młodych ludzi, którzy stawiają pierwsze kroki w szeroko pojętą dorosłość. Klasa I a aż roi się od indywiduów. Każdy ma swoje pasje, zainteresowania, marzenia. Wraz z nimi pojawiają się pierwsze rozczarowania, sympatie, zauroczenia, a niekiedy zazdrość i odrzucenie. Mimo tak wielkiej rozbieżności charakterów, okazuje się, że przy odrobinie determinacji, można znaleźć wspólny język. Całej klasie przewodniczy tytułowa pani Czajka – surowa i wymagająca, a zarazem sprawiedliwa polonistka, która dla tych młodym ludzi okazuje się świetnym przewodnikiem po zawiłych meandrach życia.
W powieści uderzyła mnie przede wszystkim kreacja całej klasy. Są to naprawdę mądrzy ludzie, którzy mimo dziecinnych czasem zachowań, potrafią wziąć odpowiedzialność za swoje czyny. Dla nich najgorszą zbrodnią było przeczytanie wypracowania z pustej kartki, a najlepszym sposobem na spędzenie randki – czytanie książek lub granie w scrabble. Czytając powieść, wielokrotnie zastanawiałam się, czy dzisiejsza młodzież uczęszczająca do gimnazjum, znalazłaby w niej coś dla siebie… Niestety, ale mam wrażenie, że obecny wizerunek młodych ludzi znacznie odbiega od tego w powieści. Gra w boogle czy w warcaby? Może gimnazjaliści nic nie wiedzą na temat zasad tych planszówek, ale za to umieją grać w „słoneczko”. Nieśmiałe spojrzenia, trzymanie się za ręce i wyczekiwanie z tęsknotą na pierwszy pocałunek również odchodzi do lamusa… Po co czekać na to wszystko, skoro pierwszą inicjację seksualną można odbyć w toalecie na dyskotece? Szacunek dla nauczyciela? Przecież ta „wredna, stara krowa” nie będzie mi mówiła, co mam robić…
Poraził mnie w książce moment, kiedy jedna z uczennic ubrała się do szkoły bardzo wyzywająco, a pani Czajka – dość bezpośrednia w swoich osądach – stwierdziła, że gdyby w lecie tak się ubrała, to mężczyźni pytaliby się jej „za ile?”. Pomyślałam sobie, że gdyby dziś nauczyciel w taki sposób zwróciłby uczniowi uwagę, następnego dnia miałby na głowie kuratorium, dyrekcję i roszczeniowych rodziców, którzy osądziliby pedagoga za naruszanie godności osobistej. Takie czasy…
Mimo wszystko mój wrodzony optymizm oraz doświadczenie każą mi wierzyć, że wśród młodych ludzi są tacy, którzy będą w stanie coś w tym świecie zmienić. Wiem to, bo podobnie jak pani Czajka, wychowałam klasę, która najpierw podbiła moje serce, a następnie odeszła. Jestem jednak przekonana, że wartości, które im wpoiłam, kiedyś zaprocentują. I nie będą to procenty spożywane na szkolnych wycieczkach…
Anna Kantorczyk
Opublikowano: 2016-01-29
Źródło: http://dlalejdis.pl/artykuly/klasa_pani_czajki_recenzja